Czterdziestoletni Kostis jest nieśmiałym, zakompleksionym lekarzem. Zostaje przeniesiony służbowo na niewielką grecką wyspę. Zadomawia się szybko wiodąc spokojne życie. Jak się jednak okazuje w wakacje przyjeżdża mnóstwo turystów: miejsce zamienia się w centrum imprez, gdzie pijana młodzież swawoli bez ograniczeń. W takich warunkach Kostis zauważa dla siebie szansę na szczęście. Grupka nastolatków przygarnia go do ekipy, traktują jak swojego, a członkini grupy Anna wyraźnie daje znać że starszy mężczyzna ją interesuje...
"Suntan" to portret mężczyzny któremu nie wyszło. Człowieka patrzącego jak wszyscy znajomi się żenią, a on przez swoją niezaradność życiową zostaje sam. Los jak na ironię rzuca go w miejsce gdzie o kontakt z kobietami nie trudno. Jednak ambicje młodych zupełnie rozmijają się z marzeniami Kostisa. Przykro patrzeć na to jak gubi się w krainie która zupełnie do niego nie należy i co gorsza, której nie rozumie.
W roli głównej, znany z "Chevaliera" Makis Papadimitriou. Świetnie poradził sobie z główną rolą, wymagającą od niego bardzo dużo zaangażowania. Sam film sprawdza się jednak tylko w połowie. Ten obraz to narastający ciąg imprez który jak można się domyślić nie zmierza w stronę happy endu. Łatwo przewidzieć rozwój wydarzeń, a wnioski jakie dostaniemy do najoryginalniejszych nie należą. Oczywiście warto zobaczyć to dzieło, bo portretuje życie ludzi którzy faktycznie istnieją, a nawet spotykamy ich na co dzień. Samo podejście do tematu mogło być nieco mniej dosłowne, a bardziej wnikliwe.
Fajna recenzja, trochę tylko pojechałeś z "nastolatkami". Przecież to 20-kilkulatkowie.
A to nie wiem i to akurat chyba nie ma znaczenia w tym kontekście. Ktoś ją napisał. I zwykle się pisze po obejrzeniu. Więc dziwna ta pomyłka. I tyle.
W dodatku (przynajmniej ja nic takiego nie widziałem) nie ma tego całego "patrzenia" na to "żenienie" się tych innych.
A czy od razu niezaradny, bo bez baby...? Dyskusyjne.
Myślę, że niezaradność można domniemywać z całokształtu, a nie tylko z "braku baby". Dla mnie ewidentnie główny bohater miał być nam ukazany jako życiowy "przegryw". Jego praca to też raczej nie ukoronowanie lekarskiej kariery, tylko posada dla stażysty albo patałacha, który się do niczego innego nie nadaje (ewentualnie dla miejscowego, dla którego priorytetem jest praca na rodzinnej wyspie).
A "patrzenie" na to, jak innym wyszło uczuciowo też mamy zaakcentowane, bo w pewnym momencie spotyka bodajże kolegę ze studiów, któremu się powodzi (chyba, że już coś pokręciłem). To tylko film fab. a nie opera mydlana, więc trudno, żeby było takich scen więcej. Mamy sobie stworzyć sylwetkę bohatera z takich pojedynczych slajdów, które są pewnie reprezentatywne dla całokształtu.
Możliwe, gość nie robił najlepszego wrażenia, ale też nie był jakimś strasznym nieudacznikiem, bo coś w końcu robił i coś tam potrafił. Radził sobie jakoś. Sam już nie wiem, może nieuważnie oglądałem...
Z tą lekarską karierą, to różnie pewnie bywa i nie wszyscy mogą być Religą, trzeba to tylko sobie uświadomić i pogodzić się z tym! Nie każdy może sypiać z Cindy Crawford i nie każdy może być Georgem Clooneyem. Też trzeba z tym jakoś żyć...
Może ten akurat nie potrafił?!