Stary gbur, Wigilia, duchy... Kto by tego nie znał? Jeżeli nie z książki, to z filmów; nawet dzieci to znają, bo bajkowych adaptacji jest bardzo dużo. Ta "Opowieść..." jest jednak trochę inna niż wszystkie wcześniejsze. Ale filmy takie jak ten właśnie lubią nadrabiać braki w treści najnowszymi technikami, takimi jak trójwymiar. Ten film jednak nie ma braków w treści i pomimo tych technik, klimat świąteczny wciąż w nim czuć. Tak czy tak, gdyby nie 3D, ocena tego filmu byłaby dużo niższa, ale to dzięki tym (nie)zwykłym okularkom na seansie podobało mi się bardzo ;)
Motion Capture to jest to, co czyni film aż tak dobrym. Robert Zemeckis powrócił tu do swojej dawno sprawdzonej metody z "Ekspresu polarnego", by stworzyć animowane postacie podobne do znanych aktorów, którzy w dodatku użyczyli im głosów. I dlatego, pomimo że to film animowany, widzimy (a w oryginale również słyszymy) w nim między innymi Jima Carreya i Gary'ego Oldmana. Oprócz tego technika trójwymiaru, dzięki której na seansie można łapać spadające w metr przed nami śnieżki, sprawiają, że ten film jest niezwykły. Oprócz tego ważne jest to, że nie traci on oryginalnego klimatu z powieści Charlesa Dickensa, lecz pomimo tych współczesnych "bajerów" zachowuje coś z książki. A rzadko w wysokobudżetowych produkcjach o Bożym Narodzenie te święta się czuje.
Jednak pomimo tej animacji, techniki 3D czy też studia Disneya, które znane jest z filmów familijnych, "Opowieść wigilijna" na pewno nie jest dla dzieci. Co prawda kolorowe postacie poruszające się po ekranie lub sceny lotu nad miastem mogą najmłodszych rozbawić, ale częstsze sceny z duchami (a najbardziej duchy Marleya i przyszłych świąt) przestraszą. Film ten może jednak zachwycić starszych widzów głównie dzięki scenom wspomnianego lotu nad miastem (które w trójwymiarze wyglądają wręcz rewelacyjnie), wszechstronności dwóch głównych aktorów (Carreya i Oldmana) oraz przesłania, które wyłania się praktycznie przez cały film (choć zazwyczaj w takich filmach wyłania się go pod koniec). Co prawda w "Shreku" i "Epoce lodowcowej" morał wyciąga się mniej "brutalnie" niż tutaj, jednak tutaj też się go wyciąga.
Obejrzenie "Opowieści..." polecam wszystkim wielbicielom powieści i wcześniejszych adaptacji. Jak już wspominałem, najnowsze techniki wcale nie psują treści i przesłania tego filmu. Jest on najlepszym dowodem, że do klasyki można dodać coś nowego i wcale jej nie pogorszyć, a czasami nawet polepszyć.