"OFF z efektami, ale bez głębi." 
 
Na wstępie muszę zaznaczyć, iż moja recenzja zdradza końcówkę filmu związaną z tytułem (8 w poziomie), dlatego ci, którzy go nie widzieli, a chcą poczuć choć namiastkę tajemnicy, nie powinni czytać dalej. 
 
Poszedłem na ten film z nadziejami. Pomyślałem sobie: skoro tak jest nagłaśniany, to może faktycznie będzie co oglądać. 
Przyznaję, że nie lubię OFFu. Nie z samej zasady, ale z powodów oczywistych – jeszcze nie widziałem naprawdę dobrego filmu tej kategorii kina. Pomyślałem jednak, że zawsze musi być ten „pierwszy raz”, dlatego z chęcią wybrałem się na pokaz do Amfiteatru w Zielonej Górze. 
 
Początek chaotyczny. Wiele scen niespójnych, kończących się nagle; wprowadzanie szybko nowych bohaterów, niewiadomo, który to ten główny. Z czasem, za pomocą retrospekcji, historia się krystalizuje. Ale chyba za późno. Główny wątek, do przynajmniej połowy filmu bardzo ciężki do „wyłowienia”, tak naprawdę zlewa się z innymi wątkami i nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż autor nie potrafi go uwypuklić. Widz cały czas musi zastanawiać się co tak naprawdę jest tu najważniejsze. Większość wątków pobocznych, choć niektóre ciekawe, wydaje się niedopracowana, brak im logicznego zakończenia (np. kobieta-ksiądz niewiadomego wyznania, notabene żona głównego bohatera, udzielająca ślubu jednej z par lesbijskich). 
 
Przeklinanie to już domena kina OFFowego i sam nie wiem czy warto się tego czepiać. Ktoś powie, jak zwykle, że to „oddaje klimat”, ale ja nie wierzę, że autor nie mógłby go chociażby ograniczyć. Czasem ma się wrażenie, że bohaterowie wręcz prześcigają się, kto ułoży lepszą „wiązankę” z kilkoma „k…” pośrodku zdania. 
 
Trudno odmówić Grzegorzowi Lipcowi i całej ekipie Sky Piastowskie zaangażowania. Niezłe aktorstwo, dużo (jak na OFF wręcz bardzo dużo) efektów specjalnych – wybuchy na ulicach, zderzenie dwóch samochodów, dobry, jak na OFF, sprzęt – zdjęcia z helikoptera, ujęcia z „żurawia”, montaż niczego sobie. Generalnie technika i rzemiosło nie zawodzi. Fabuła to jednak nieporozumienie. Prawda stara jak się świat, ale muszę ją tu przytoczyć: nie można zrobić dobrego filmu ze słabego scenariusza. Co tak naprawdę autor chciał tym filmem powiedzieć? Jaki jest jego motyw przewodni? Przesłanie? Motto? Bo chyba nie tytułowe 8 w poziomie, które ukazuje nam na końcu filmu głównego bohatera jako homoseksualistę. W końcu - gdzie łuk przemiany głównego bohatera? 
 
Nie potrafię zrozumieć co kierowało reżyserem (i scenarzystą w jednej osobie) przy tworzeniu filmu. Czy tylko to, aby zrobić kryminał bez głębi? Bo jeśli tak, to dla mnie zdecydowanie za mało. 
UWAGA!!!SPOILERY!!! 
Film obejrzałem wczoraj w ramach warszawskiego Festiwalu filmowego. Na pokazie był reżyser i aktorzy z którymi po projekcji odbyła się dyskusja. 
Jeśli chodzi o tytuł, to 8 w poziomie to nic innego jak znak nieskończoności. Film jest przecież swego rodzaju pętlą. Jego koniec oznacza również początek. Ten film nie ma jakiegoś głębszego przesłania. Reżyser miał po prostu pomysł, który zrealizował moim zdaniem bardzo dobrze. Aha, jeśli chodzi o to łapanie głónego wątku, to główna akcja była na czrno biało. Gdy pojawiał się kolor to oznaczało to retrospekcję. Ja się na pokazie dobrze bawiłem, dobre kino offowe, z niespotykaną jak na ten rodzaj kina ilością akcji jak już powiedział mój przedmówca.