Technicznie jest to bardzo dobry film, zasłużone Oscary za scenografię, kostiumy, zdjęcia, bardzo fajna muzyka, zacna rola Petera O'Toole, tylko problem w tym, że reżyser poświęcił pół roku na wypieszczenie wszystkich tych drugorzędnych motywów, motywików, a nie poświęcił wystarczająco dużo czasu i uwagi na napisanie dobrze scenariusza. Bardzo dużo scen jest zupełnie zbędnych, są rozwleczone, skoki czasowe nieumiejętnie przeprowadzone, a historia, która przecież powinna porywać, została pokazana bez emocji i jest zwyczajnie... nudna. I nie jest to nawet wina głównego aktora, który był słaby, bo świetny reżyser potrafiłby to ukryć odpowiednimi ujęciami i scenariuszem. Po prostu taką historię można było przedstawić znacznie lepiej. Dodam też fakt, że film w zabawny sposób przedstawia maoistów i ich terror, kwiaty w więzieniu, zresztą reżyser Bertolucci to komunista. Generalnie zasiadłem z wielkimi oczekiwaniami, bo lubię Chiny a film dostał tyle nagród, no ale gdzieś tak po godzinie byłem już znużony, można było to nagrać znacznie lepiej, widziałem wiele lepszych filmów biograficznych/historycznych niż ten niezły, ale tylko niezły Ostatni Cesarz.