Jest tu wszystko: echo podziałów rasowych, bilans nudnego życia, bylejakość relacji rodzinnych, bezduszność systemu administracyjnego, zmagania z przymusem ekonomicznym, ale też odrobina nadziei i dobrej woli. Bohaterów ukazano bez uprzedzeń i upiększeń. Niby wszyscy dobrze wiemy, że poza artystami, rekinami biznesu, tudzież gangsterami, amerykańską rzeczywistość tworzą tacy ludzie, jak Jevon i Stanley, ale podobni bohaterowie rzadko przebijają się do wyobraźni widzów. Zapewne chodzenie do kina, by oglądać szarość codzienności to zajęcie niszowe. Gdy już zmęczą strzelaniny, romanse tarzających się w pieniądzach celebrytów i błazenady superbohaterów, warto posłuchać prostych opowieści zwykłych obywateli – mają swój urok i sens.
Nie rusza cię to, ale mojego posta zgłosiłaś i sama walisz wyzwiskami i jadem, do tego ładna gama pogardliwych określeń na Afroamerykanów :D Co za hipokryzja i zakłamanie :D Pięknie przedstawiłaś swoje prawdziwe ja, brawo :D