Pomysł z interpretacją 40 dni na pustyni ciekawy... człowiek by się spodziewał dzieła takiego jak film Gibsona z akcentem Męki Pańskiej... tutaj zaś jakieś herezje, dorabianie nieistniejących w Piśmie Świętym wątków. Jak dla mnie film długi, nudny i bez jakiegokolwiek sensownego przesłania.
Lepiej już by było jakby zrobili "Obi Wan Kenobi History" ;-)
Herezje? To jest bezsensowne myślenie. Film jest interpretacją pewnej historii, a nie literalną ekranizacją Ewangelii. Film pokazuje Jezusa, jako człowieka w kluczowym momencie podejmowania najważniejszej życiowej decyzji. Stawia wiele pytań, na które musimy odpowiedzieć sobie sami. Jesus McGregora nie jest pompatyczny, jest ludzki, odważny tą odwagą, która się dopiero rodzi. Najlepsza w filmie jest jego prostota, niespieszne tempo i naturalizm...