Reżyser jest fair, na samym początku informując widza, że nie jest to ekranizacja ewangelii, ale książki, będącej owocem przemyśleń Nikosa Katzanakisa. Dlatego film nie wypacza ewangelii, ponieważ nie rości sobie prawa do jej przedstawienia, ale zajmuje miejsce w szeregu dzieł apokryficznych.
Taki wybór. Trudno.
Niezależnie od tego, rozpatrując go pod kątem czysto artystycznym,
czy jest się katolikiem, czy nie, trzeba przyznać jedno.
ZDJĘCIA w tym filmie przepiękne. Scena Pasji Chrystusa, trwająca łącznie niecałe 5 minut i odwołująca się w swej kolorystyce do dzieł Hieronima Boscha, ma większą wartość artystyczną niż cały film Gibsona.
MUZYKA Petera Gabriela mistrzowska. Szczególnie w scenie Pasji w swym bólu docierająca głęboko do serca. Stanowi zresztą punkt odniesienia dla twórców Pasji czy Helikoptera w ogniu.
AKTORSTWO poruszające. Mnie osobiście szczególnie uderzył David Bowie jako piłat.
PRZESŁANIE mocno zarysowane i konfrontujące.
Heretyckość tego filmu jest oczywista:
1.Fałszowanie wydarzeń z ewangelii (np. Śmierć Łazarza nie naturalna lecz przez zabójstwo, namawianie Judasza przez Jezusa do wydania go w ręce rzymian na jego własną prośbę[GRZECH kłamstwa względem innych uczniów]),
2.Przesadne eksponowanie rozterek Jezusa z podtekstem jakoby był
jedynie człowiekiem teologicznie nieuzasadnione i niemożliwe do obrony.
3.Niepotrzebne szokowanie (Chrystus uprawiający seks z Marią Magdaleną, póżniej zaś dopuszczający się małżeńskiej zdrady)
4.Klimat dobrej nowiny utrzymany w transowo-demonicznej stylistyce, czyli de facto jej zaprzeczenie (krwawe jabłka, okultystyczna scena nad rzeką Jordan)
Wszystko to sprawia, że film jest duchowo i religijnie OBRZYDLIWY, ZAKŁAMANY i ZAFAŁSZOWANY.
Ale przecież to nie jest ekranizacja ewangelii...
Ujmijmy to tak:
Wartość duchowa 0/10
Wartość artystyczna 10/10
Ale to znaczy że oglądać, czy nie?
Cóż. Każdy z nas ma sumienie i warto go w tej sprawie posłuchać.
Jeśli obejrzymy ten film, doświadczymy magii kina na najwyższym poziomie, jeśli nie nic nie stracimy. My ludzie wierzący powinniśmy szukać głównie jednego.
Boga.
Ale warto chociaż na youtubie obejrzeć rozmowę piłata z Jezusem i póżniejszą scenę pasji. Tam faktycznie, dzięki piorunującemu wrażeniu jakie wywołuje można spotkać Tego, Któremu ten film został poświęcony.
Pozdrawiam gorąco
P.S. Sumienie - Aplikacja posiadanej wiedzy do zastanej sytuacji. Akt rozumu praktycznego. [Uprzedzam, że to definicja tomistyczna]
Fascynujące. Autor daje zero, a zaraz potem dychę. Skrajne noty są tutaj bardzo modne, ale on wykazał
prawdziwy geniusz czyniąc tak w ramach jednej recenzji. Z obydwiema ocenami się nie zgadzam, a zwłaszcza
z tą pierwszą.
To fajnie że się nie zgadzasz.
Fajnie by było również gdybyś jeszcze raczył umotywować swoje zdanie.
A jeśli nie rozumiesz czemu dwie tak skrajne noty, to polecam przeczytać opis.
Wtedy pewne sprawy mogą się rozjaśnić.
Film porusza jedną z tajemnic naszej wiary, mianowicie to, że Jezus Chrystus był jednocześnie Bogiem i
człowiekiem. Prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem, podobnym do nas we wszystkim oprócz
grzechu. To drugie powoduje, że łatwiej jest odpowiedzieć na Jego wezwanie, aby Go naśladować. Łatwiej też
złączyć swój krzyż z jego krzyżem.
Film jest herezją, nie należy go traktować jako wykładnię wiary. Jednakże skłania do myślenia nad
wymienionymi przeze mnie powyżej prawdami wiary bardziej niż jakikolwiek inny znany mi film. Dlatego też
wartość duchowa tego filmu jest wyższa niż 0.
Skrajne oceny rzadko kiedy są przekonujące.
Jakiekolwiek jest przesłanie tego filmu dla mnie zabawy religią to nie jest dobry pomysł.
W moim odczuciu, ten film to nie zabawa z religią. Myślę, że Scorsese rzeczywiście chciał zwrócić uwagę na człowieczeństwo Chrystusa, ten wymiar Jego ofiary, którego często nie dostrzegamy (trudy życia, pokusy, niebezpieczeństwa), podobnie jak wydaje nam się, że święci nie mieli trudności z niegrzeszeniem. Takie zaszufladkowanie nie ukazuje prawdy. Oczywiście film ma pewne motywy przerysowane, ale ja nie dostrzegam w nim żadnego zagrożenia dla inteligentnego katolika. Wręcz przeciwnie, jak już ktoś pisał, skłania do refleksji i sprawia, że inaczej, z większym zainteresowaniem czytamy Biblię, bo łatwiej nam zrozumieć np. co przeżywali uczniowie Chrystusa, nierzadko nie rozumiejący nauk Mistrza, ryzykujący swe dobre imię, majątek, bezpieczeństwo itp. Film odważny w formie i treści, ale myślę, że nie obrazi niczyich uczuć religijnych, coś jak lektura Mistrza i Małgorzaty, choć tam historia dalece bardziej odbiega od Ewangelii. Jednym słowem: Polecam.
Też nie uważam żeby to była zabawa . Kazantzakis powiedział kiedyś że wiara jest mozaiką złożoną z wątpliwości. Dla mnie to jedno z najpiękniejszych zdań oddających całą naturę wiary człowieka. Dla mnie , człowieka który jest katolikiem , wciąż zmagającym się z masą wątpliwości , ten film był świeżym spojrzeniem na historię opisaną w ewangeliach . Kłóciło się to z moimi dotychczasowym wyobrażeniem , ale to przecież film , autor niczego nie narzuca , a skłania do refleksji. Do mnie postać Chrystusa tak bliskiego człowiekowi dotarła . Widzimy jak wielką pokusą było życie ludzkie , jakim jest darem dla nas , jak jest wartościowe , a zarazem jak łatwo się w nim pogubić . Koniec końców Chrystus wybiera śmierć na krzyżu , zbawia świat, i pojmujemy jak wielka była jego ofiara , do tego fantastyczna muzyka Gabriela . Taaak , moją wiarę ten film podbudował mimo tego jak bardzo odbiegał od Biblii.
Dodałbym brak spójności/logiki w zakończeniu... przecież w tym filmie Jezus ULEGŁ ostatniemu kuszeniu, które miało miejsce na krzyżu... przyjął to całe ziemskie życie, obcowanie z kilkoma kobietami, miał dzieci, żył jak zwykły człowiek, a więc PRZEGRAŁ walkę z szatanem... DLACZEGO więc, Bóg pozwolił mu wrócić na krzyż i zostać Zbawicielem? Dlaczego? Przecież uległ pokusie, poniósł porażkę... dla mnie to jest pozbawione logiki
Widać, że nie zrozumiałeś zupełnie tytułowego fragmentu filmu. Całe to jego ziemskie życie, obcowanie z kobietami, było WIZJĄ, właśnie tym ostatnim kuszeniem, którym nękał go szatan tuż przed śmiercią na krzyżu... Ostatnia scena pokazuje jedynie, że Jezus nie dał się zwieść, dzięki czemu skonał i został zbawicielem...
Doskonale wiem, że to ziemskie życie było wizją (naucz się ku**wa czytać ze zrozumieniem, a potem mnie pouczaj!), tylko że dla mnie w tym filmie Jezus ULEGŁ kuszeniu, ponieważ przyjął je, spółkował z różnymi kobietami, dochował się dzieci, a dopiero pod koniec życia (pod koniec wizji) zmienił zdanie gdy pojawił się szatan, więc bez sensu jest to, że Bóg pozwolił mu zostać zbawicielem po tym jak Jezus ULEGŁ kuszeniu.
Widzę, że mamy chyba odmienne zdania, jeśli chodzi o scenę kuszenia i różnimy się w kwestii samej sceny powrotu Jezusa na krzyż. WEDŁUG MNIE: Faktycznie, ulegał on diabelskim omamom, ale wszystkie te wydarzenia działy się w jego UMYŚLE. Szatan wykorzystał jego słabość, wiedział jakim skutkiem będzie dla ludzkości śmierć Jezusa, więc zaczął podkładać mu te wszystkie wizje. Jezus zaczął im ulegać, godzić się z tym, jednak w porę zareagował jego ojciec - czyli sam Bóg. I dlatego też na jaw wyszła prawdziwa tożsamość anioła stróża, natomiast scenę błagania Jezusa o powrót na krzyż interpretuję jako przeprosiny za swoje słabości i ostateczną zgodę na śmierć. Tytułowe ostatnie kuszenie wg mnie nie wydarzyło się naprawdę - było jedynie projekcją w umyśle Jezusa...
PS nie naskakuj na mnie z powodu odmiennych interpretacji - myślałem, że każdy po prostu każdy w ten sposób widzi ten film... pozdro
Zastanawia mnie jedno. Jeżeli sobie wyobrażam, że się ciupciam z Moniką Bellucci, to rzeczywiście się z nią ciupciam, czy tylko to sobie wyobrażam? Bo jeżeli przyjąłbym Twoje, Wad3r, rozumowanie, wynikałoby z tego, że jestem kochankiem kobiety uznawanej za jedną z najpiękniejszych na świecie. Nie wiem, co z tym dalej począć? Może byś mi doradził, bo jak tak dalej pójdzie, to z przyczyny moich nieroztropnych wypowiedzi na temat jej "talentu" aktorskiego, na które ostatnio non stop sobie pozwalam, stracę ten wyuzdany seks!
Cóż, tak to jest. Wprawdzie podobno grzeszymy mową, myślą, uczynkiem i zaniedbaniem, jak utrzymuje Kościół Katolicki, pragnący sprawować kontrolę nawet nad naszymi myślami. Ale jak dotąd żadne prawodawstwo na świecie na zasądziło winy jakiegoś człowieka na podstawie jego myśli, wizji, wyobrażeń, o ile tylko pozostały prywatne i intymne. Zatem twierdzenie, że Jezus uległ kuszeniu, bo miał wizję, w której ulegał kuszeniu, jest niepoprawne logicznie. Na tej podstawie każdego z nas można by skazać w zasadzie za wszystkie "nieczyste" sny, myśli, pomysły. A przecież większości z nich nie traktujemy poważnie, a nawet ich nie zapamiętujemy. Ot, taka gra wyobraźni, która czasem się trochę spod kontroli wymyka.
Na tej podstawie, że ktoś wyobraża sobie, jak mogłoby wyglądać jego życie, gdyby uczynił to, a nie uczynił tamtego, nie można utrzymywać, iż ten ktoś wyrzeka się swojego dotychczasowego życia. Po prostu - we władzy umysłu są takie możliwości. To wykorzystał Szatan, licząc na wyraźną deklarację cierpiącego Jezusa: TAK, PRAGNĘ TEGO.
W ogóle film - a w zasadzie to powieść, jej bowiem należy się pierwszeństwo - w genialny sposób rozwija motyw kuszenia, o którym Ewangelie jedynie napomykają.
Sam Jezus mówi, że spoglądając pożądliwie na kobietę dopuszczasz się cudzołóstwa, a więc zgodnie z tym co sam mówił, uległ On kuszeniu, ponieważ w myśli/wizji dopuścił się min. cudzołóstwa. Źle mówię? Jeżeli źle to popraw mnie, w którym miejscu... bo Twoje rozumowanie poszło za daleko, ja nie twierdzę, że można uznać Jezusa za fizycznego kochanka min. Marii Magdaleny, tak jak ty w dziwny sposób sobie to przełożyłeś na bycie kochankiem Moniki Bellucci (mi chodzi o sam fakt grzechu, ulegnięcia pokusie, a "grzech myślą" zdefiniował Jezus we własnej osobie).
„Znowu bierze Go diabeł na bardzo wysoka górę i pokazuje Mu wszystkie królestwa świata z całym ich przepychem, i mówi Mu:
- To wszystko dam Tobie, jeżeli upadniesz na twarz i złożysz mi hołd.”
A wtedy Jezus zastanowił się. Wyobraził sobie, jak by to było, gdyby posiadał władzę nad wszystkimi królestwami świata. Jakby to było, gdyby spełniło się jedno z największych marzeń mężczyzn. Jakby to było, gdyby został ustanowiony królem wszystkiego, co ziemskie. Pomyślał nad tym i skrzywił się z niechęcią. Uzmysłowił sobie bowiem, że jego królestwo nie pochodzi z tego świata. Że „nie jest Mesjaszem narodowym ani politycznym, ale Mesjaszem religijnym, działającym na płaszczyźnie duchowej i moralnej” – jak to tłumaczy komentator biblijny. Wtedy zaś przemówił do kusiciela:
„- Idź precz, szatanie […]”.
Czy Jezus uległ kuszeniu, jeżeli wyobraził sobie to, co proponował mu szatan? Bo jeżeli sobie tego nie wyobraził – a czynność taka trwa zaledwie ułamek sekundy – to oznaczałoby to, iż nie jest zbyt rozgarniętym człowiekiem. I po co do takiego zwracać się z dramatycznie opisanym kuszeniem [Mt 4, 1-11], jeżeli on nawet nie wie, o czym mowa? Jeżeli nie pojmuje tego, co mówi doń szatan, całe to kuszenie nie ma żadnego znaczenia.
Nie, Jezus to dokładnie rozumie, potrafi sobie wyobrazić, co oferuje mu diabeł tak w tej powyższej, jak i w innych propozycjach. Dlatego jego postawa budzi podziw – bo który człowiek potrafi się oprzeć takim pokusom? Ile potrzeba rozumieć, by odrzucić ofertę szatana? Jak wielu z nas tego nie potrafi?
Powtarzam – to gra wyobraźni. Zanim z czegoś zrezygnujesz, powinieneś wiedzieć i rozumieć, co odrzucasz. Inaczej, cóż, Twój akt jest bezwartościowy.
Zatem Jezus nie uległ kuszeniu dlatego, że miał wizję, iż ulega kuszeniu. Po prostu - jak każdy myślący człowiek, dopuszcza taką ewentualność, rozważa ją, a następnie dyskredytuje.
Rozważenie i wewnętrzna walka z pokusą, a walenie konia (ewentualnie upajanie się samą myślą, by pozbawić sytuację aspektu fizycznego) myśląc o żonie sąsiada (czy o Monice Bellucci, jeżeli wolisz), to chyba dwie różne rzeczy?
Odnoszę wrażenie, iż ten ostatni wpis poczyniłeś pochopnie i nierozważnie. Bo zauważ – wyżej, do Daniello_ , adresujesz następujące słowa: „naucz się ku**wa czytać ze zrozumieniem”. Mógłbym podobnie zareagować wobec Twojej wypowiedzi sprzed kilku minut.
Napisałem wcześniej: „Jeżeli sobie wyobrażam, że się ciupciam z Moniką Bellucci, to rzeczywiście się z nią ciupciam, czy tylko to sobie wyobrażam?”. Starannie odgraniczyłem sferę wyobraźni od sfery rzeczywistości. Zatem o jakim „waleniu konia […] myśląc o żonie sąsiada (czy o Monice Bellucci [...])” kolega prawi? W ten oto sposób obie sfery się pomieszały. Bo widzisz, onanizowaniu się może towarzyszyć myśl o seksie z Bellucci, ale też myśl o seksie z Bellucci może się obyć bez onanizowania się. Ja rozważam wyłącznie ten drugi układ, podobnie jak reżyser w filmie, który jest przedmiotem naszej dyskusji. Chyba że przeoczyłem scenę, w której ukrzyżowany Jezus trzyma się za fiuta - to by była dopiero ekwilibrystyka!!! Wskaż mi to, proszę, jeżeli występuje w dziele Scorsese! A jeżeli nie, to - również proszę - bądźmy poważni.
Zdawało mi się, że to wszystko rozumiesz, bo pisałeś w odniesieniu do ostatniego kuszenia Jezusa z filmu Scorsese: „Doskonale wiem, że to ziemskie życie było wizją”. Zatem nie utożsamiaj tego, co wyobrażone, z tym, co rzeczywiste. W naszym umyśle mamy setki tysięcy wyobrażeń, a ziszczają się, spełniają czy realizują jedynie nieliczne. Nie przenoś tego, co jest jedynie wizją, do świata realnego. Nie łącz wyobrażenia o seksie z Bellucci z onanizowaniem się. Nie bądźmy wulgarni...
Tak przy okazji, pozwolę sobie o coś zapytać. Mianowicie: Jeżeli sobie wyobrażam, że się onanizuję, to będę miał orgazm? Aż tęsknię za odpowiedzią twierdzącą – ileż problemów młodości by to rozwiązało! Niestety, już trochę za późno dla mnie, ale może inni użytkownicy filmwebu na tym skorzystają. Dobrze, że miłosierny Bóg zesłał mi/nam kogoś biegłego w temacie…
Masz rację, że onanizacji użyłem trochę nieroztropnie, jednak w nawiasie zaznaczyłem (jakbyś nie zauważył, tak odnośnie czytania ze zrozumieniem ), że możemy ją pominąć, by ominąć aspekt fizyczny. Więc pozostawiając onanizację już w spokoju, to upajanie się myślą o seksie z kobietą, a rozważanie i wewnętrzna walka z pokusą, to dwie różne rzeczy? Tak czy nie? Bo jeżeli tak (czyli te dwie rzeczy różnią się dość znacząco od siebie), to dla mnie Jezus w owym filmie upaja się tymi wizjami, ziemskim życiem, a nie walczy i nie stara się odrzucić tej pokusy. Stąd w moim odczuciu Jezus uległ ostatniemu kuszeniu.
Widziałem ten fragment, o którym wspominasz, nawet go usunąłem (spójrz na nawias kwadratowy). Po prostu - to było niepotrzebne wobec faktu, iż przemieszałeś sferę wyobraźni z rzeczywistością. Nie można mieć jednego i drugiego - niby oddzielać, a nie oddzielać.
A nawiązując do ostatniej Twojej wypowiedzi... W takim razie nasz ukochany Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel, też uległ pokusie, kiedy szatan go kusił na pustyni, albo - jak piszesz - "przegrał walkę z pokusą". Bo jak to sobie wyobrażasz - że nie pomyślał o tym, co diabeł do niego mówi? Nie wyobraził sobie, co to znaczy posiadać "wszystkie królestwa świata"? To dlaczego się oburza, skoro nawet tego nie pojmuje?
Chyba się nie dogadamy :) Możliwe, że masz rację, jednak ja widzę to trochę inaczej, bo dla mnie przyjął ziemskie życie, a dopiero po tym jak objawił mu się w wizji szatan (o ile można użyć sformułowania "objawił się szatan" :) ), to dopiero wtedy zrozumiał sytuację i chciał "wrócić" na krzyż.
Nawet jeżeli się nie dogadamy, to zaczęliśmy ze sobą rozmawiać poważniej, a to wiele znaczy. Czyli mimo różnicy zdań, jednak warto było. Tak to odbieram.
A co do pytania o orgazm, to widzę, że usilnie chcesz dowieść iż to co dzieje się w naszych myślach, to tam pozostaje i nie ma bezpośredniego przełożenia na czyn rzeczywisty oraz nie decyduje o grzechu jako takim. Jednak z Ewangelii i słów samego Jezusa wynika inaczej, czym innym jest walczyć z pokusą i gdy nadejdzie mnie ochota np. na myślenie o łóżkowych figlach z sąsiadką odrzucanie tych myśli, a czym innym jest zgodzenie się na te myśli i 15 minutowy "myślowy odlot".
Ja nie dyskutuję o grzechach. To domena Kościoła. Na tym się nie znam.
Orientuję się natomiast w kwestiach psychologii. Wiem, bo zostało to potwierdzone, że człowiek posiada wyobraźnię i że często ona bardzo intensywnie pracuje. Nie zawsze mamy na to wpływ - na przykłąd w snach nic nie możemy poradzić na to, iż mamy takie a nie inne wizje.
Piszesz: "a czym innym jest zgodzenie się na te myśli i 15 minutowy "myślowy odlot"." Tylko że to było KUSZENIE! Nie dobrowolny "myślowy odlot", a coś, co narzuca z zewnątrz ktoś niezmiernie potężny w momencie, gdy koncentracja jest osłabiona z powodu cierpienia, wyczerpania, strachu, zwątpienia nawet itd. Ostatnie słowa Jezusa na krzyżu brzmiały: "Eloi, Eloi, lema sabachthani", to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Jezus był zatem zdany na siebie i na własne człowieczeństwo. Wskaż mi człowieka, który po takich torturach chociaż na moment nie chciałby pomyśleć o tym, że jest gdzieś indziej, nie cierpi, ma życie przed sobą. Że się kocha z piękną kobietą.
Rozumiem, że większość ludzi to twardziele że hej i gwizdaliby przy tym całym Ukrzyżowaniu!
No właśnie, zależy jak spojrzeć na to kuszenie, czy jako na coś narzuconego z góry, czy jak na wizję na którą się Jezus zgodził i upajał się nią. Jeżeli się nią upajał i czerpał z niej radość, to z punktu widzenia jego własnych nauk dopuścił się grzechu i nie chodzi tu o kwestie psychologiczne, bo to co mówisz jest bardzo poprawne od strony psychologii (a przynajmniej dla mnie, jako laika, brzmią Twoje słowa sensownie), jednak ja jako osoba wierząca rozpatruje to kuszenie, pod kątem tego czy Jezus zgrzeszył czy nie. W każdym razie dzięki za dyskusję, dzięki niej coś mnie tknęło i chyba w najbliżej przyszłości obejrzę film jeszcze raz oraz przemyślę moją interpretację "ostatniego kuszenia" ponownie.
I jeszcze jedno - ten ktoś, kto kusi czy podsuwa wizję, podaje się za anioła stróża! Przecież przekonuje, iż wysłał go sam Bóg! Jakże mu nie zawierzyć w takim momencie? Jak mu nie uwierzyć, jeżeli dopiero co się wykrzyczało: "Czemuś mnie opuścił?". W którym, jak nie w tym momencie, może się człowiekowi cierpiącemu bardziej wydawać, iż to interwencja Boga miłosiernego? Zauważ, iż tę "ostatnie kuszenie" Kazantzakis umieścił w jedynym odpowiednim momencie. W ten sposób przyzwolenie na taką wizję, iż Jezus nie cierpi, zostało uwiarygodnione pod każdym względem.
@Wad3r
Także dziękuję Ci za naszą dyskusję. To był trudny temat, cholernie trudny, ale jakoś sobie poradziliśmy.
jeżeli można na słowo. a czy jedno nie jest skromniejszą (mniej namacalną) realizacją, tego, co zrobiłbyś gdybyś uległ bardziej? to znaczy szukając wreszcie okazji do przespania się z sąsiadką. moim zdaniem już samo myślenie o sąsiadce jest egoizmem takim jak masturbacja czy w końcu seks z nią. to tylko wcześniejszy etap zniewolenia. przywiązania. zresztą jak można się onanizować nie kochając kogoś, a jeśli kochając to po co onanizować. błędne koło
Wow... już od dawna nie pisałem na forum, ale W KOŃCU obejrzałem ten film i jakoś naszła mnie ochota na przeglądnięcie opinii na jego temat ;p
Fajnie, że to zauważyłeś, Wad3r, ale ja w tym nie widzę braku logiki, tylko dopełnienie nieco alternatywnej historii o mesjaszu rozgrywającej się na tej bardziej ludzkiej płaszczyźnie. Od początku przecież wiemy, że Jezus jest Synem Bożym, ale jednocześnie zwykłym człowiekiem. Dlaczego więc Bóg, sprawiedliwy i miłosierny, nie mógłby Chrystusowi, ukazującemu skruchę i rozumiejącego swoje błędy, pozwolić wrócić na krzyż i zostać Zbawicielem ludzkości? : )
Ja jeszcze nie oglądałam, ale czytałam. Jestem katoliczką, ale normalną-broń Boże przed fanatyzmem i takim Kościołem, jaki jest !
Jezus stał mi się teraz jeszcze bliższy niż wcześniej, a po zwiastunie spodziewam się arcydzieła, którym i tak ten film został okrzyknięty. :D
"Stygmaty" też oglądałam i bardzo przeżyłam, ale w tym wypadku sama książka mnie zarazem i przeraziła i zachwyciła. Szczególnie radzę wszystkim zwrócić uwagę na słowa (oby były w filmie) o tym, czego Jezus pragnie od uczniów-nie kościołów i kapłanów, tylko wiary w Boga i życia po Bożemu po prostu. Jakub jedynie to zrozumiał, a to on wpierw przewodził pierwotnym kościołem, tylko zniszczenie Jerozolimy spowodowało, że reszta uczniów, a raczej Paweł (nawrócony rzekomo) przejął władzę i stworzył to, co stworzył-kolejny mechanizm zniewalający ludzi, a walka jaka się toczy obecnie to walka o dusze-między Bogiem a Szatanem, a na nasze mniemanie np. między państwem a kościołem, choć w polskim wypadku oba są machinami prowadzonymi przez Szatana-RM też się myli, są lepsze zakony i cichsze...
Co jeszcze ? Ano to, że Jezus mówił, że albo on albo Bóg (cóż... nie pamiętam za bardzo) nie są miłością, ale sprawiedliwością. Kościół nas od dziecka o tym uczy po czym sam swoim zachowaniem temu zaprzecza i to kościół uznał ten film za obrazoburczy. Ja już książkę uważam za arcydzieło :D
Jeszcze jedno mi się przypomniało... Gdy Mateusz pisał Ewangelię, pierwsza reakcja Jezusa była prawidłowa, choć... ciekawie to Kazantzakis napisał, że dla Boga prawda może być kłamstwem i na odwrót też zapewne... I to nie daje mi spokoju, aczkolwiek... I tak myśli Boga nigdy nie odgadniemy...
W każdym razie mówi się Jezus z Nazaretu, a nie z Betlejem, więc Kazantzakis mógł mieć na myśli przeinaczenie prawdy o Jezusie i Biblii przez uczniów, żeby podporządkować sobie ludzi.
Pozwolę sobie, nie zgodzić się z tobą.
"1.Fałszowanie wydarzeń z ewangelii (np. Śmierć Łazarza nie naturalna lecz przez zabójstwo, namawianie Judasza przez Jezusa do wydania go w ręce rzymian na jego własną prośbę[GRZECH kłamstwa względem innych uczniów])"
Tak naprawdę, nie ważne jest jak Łazarz umarł, ważne jest że Jezus go wskrzesił.
Kazantzakis i Scrosese celowo zmieniali tego tylu szczególy, aby odbiorca (czytelnik i widz) skupił się na istocie sprawy.
Jest to częsty zabieg artystyczny, w różnych formach przekazu. Czyli zmienić coś oczywistego dla podkreślenia czegoś ważniejszego.
Robili tak Da Vinci, Dali, Bułhakov, i wielu, wielu innych.
Co do Judasza, to skąd wiesz czy tak właśnie nie było? Chętnie podejme w tym temacie polemikę.
"2.Przesadne eksponowanie rozterek Jezusa z podtekstem jakoby był
jedynie człowiekiem teologicznie nieuzasadnione i niemożliwe do obrony."
Zwróć uwagę na chronologie wydarzeń w NT.
Po krótce. Narodziny Jezusa, długo długo nic, i zaraz mamy Chrzest Jezusa (dorosłego oczywiście), aż do śmierci i zmartwychwstania.
A co się działo z Jezusem w jego dzieciństwie i młodości? Jak dorastał? Co robił kiedy miał lat 20? Co się działo w owym czasie?
Właśnie książka i film zaczynają się w czasie tym długo długo nic. Autorzy poruszają tamat mega trudny.
Czyli jak Jezus "dochodził" do swojej boskości. Napewno do tego nie doszedł w jeden czy dwa dni.
W tym filmie masz próbę pokazania rozterek Jezusa nad swoją rolą. Dziwi cię że je w ogóle miał?
A co do człowieczeństwa Jezusa, to już na tym forum odbyła się taka dyskusja.
Ew. św. Mateusza 26/36
36 Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: "Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił". 37 Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. 38 Wtedy rzekł do nich: "Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!" 39 I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: "Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty". 40 Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: "Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? 41 Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe". 42 Powtórnie odszedł i tak się modlił: "Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!" 43 Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne. 44 Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, powtarzając te same słowa. 45 Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: "Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. 46 Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca".
Cóż to było jak nie ogromna "rozterka" Jezusa przed tym co sie ma stać.
"3.Niepotrzebne szokowanie (Chrystus uprawiający seks z Marią Magdaleną, póżniej zaś dopuszczający się małżeńskiej zdrady)"
Przypomnij sobie, w którym momencie filmu owe wydarzenia się pojawiły. A wtedy zrozumiesz ich zasadność.
"4.Klimat dobrej nowiny utrzymany w transowo-demonicznej stylistyce, czyli de facto jej zaprzeczenie (krwawe jabłka, okultystyczna scena nad rzeką Jordan)"
Klimat czyli stylistyka formy. Każdy artysta ma prawo do jej dowolności. Ważne aby treść była nie zmieniona. Treść przekazu oczywiście. Ale o tym już pisałem.
Powiem ci że po obejżeniu tego filmu, dużo osób zaczeło czytać pismo święte. A np. po fimie "Pasja" takich "symptonów" już nie zauważyłem. Ale może się mylę.
Moim zdaniem.
Wartość duchowa 10/10
Wartość artystyczna 10/10
E. A więc jest w tym filmie logiczna niekonsekwencja - ale cóż autor nie był jakimś mędrcem, a Scorsese zrobił film, bo mial pieniądze, co nie znaczy automatycznie, że jego praca jest wartościowa.
"A więc jest w tym filmie logiczna niekonsekwencja"
Poproszę o konkretny przykład?
Czemu zaznaczyłeś, że jesteś katolikiem? TO ma jakieś znaczenie w sposobie odbioru filmu?
Moim zdaniem film mocno uderza w sens istnienia wiary chrześcijańskiej. Przede wszystkim podkreśla dobrowolność ofiary Chrystusa, bo tak jak wielu moich przedmówców zauważyło, był on jednocześnie Bogiem i człowiekiem.
Nazywanie filmu arcydziełem po czym przyznawanie mu "0" za wartość duchową? Co najmniej dziwne.
Uważasz się za katolika, a więc deklarujesz zrozumienie poważnej mądrości płynącej z poważnej, w co by nie wierzyć lub wierzyć (ja nie jestem katolikiem), księgi. Ale co chyba ważniejsze, płynącej z twojego otwarcia umysłu. Zastanawia mnie więc, jak można głosić takie prawdy jak "zerowa wartość duchowa", deklarować swój katolicyzm i nie widzieć, że choćby w pustynnej scenie filmu, gdzie grany przez Dafoe Jezus pokonuje kolejne pokusy i dociera do sedna ducha ludzkiego, jest więcej duchowości niż w niejednym katolickim kościele, w którym byłem za swojego życia.
Ten film nie jest wg mnie pyszną i beztroską interpretacją Pisma Świętego oraz mądrości Jezusa. Jest ukazaniem wątpliwości i pytań jakie autor książki (Kazantzakis) zadawał sobie w trakcie jak i po przeczytaniu Biblii. A to chyba ludzkie i dozwolone, wątpić i zastanawiać się, czy może bliskie zeru?
Moim zdaniem ten film daje więcej siły i wiary niż to co piszesz. Szczęśliwie. Dowód, ja nie jestem osobą pobożną, choć wierzącą.
Pozdrawiam
pobożną w sensie, nie katolikiem ani którąkolwiek nomenklaturą stworzoną przez ludzi kiedykolwiek.
Ciekawa dyskusja tu się wyłoniła, aczkolwiek myślę że nie ma co brnąć w porównania biblijne. Film jest po prostu alternatywnym spojrzeniem na pewne sprawy, Z góry mamy to zaznaczone. Muszę przyznać, że uległem stereotypowi, iż film ten będzie bardzo skandalizujący i bluźnierczy. A tu miłe zaskoczenie. Jezus jest bardziej człowieczy, tak jak każdy człowiek ma rozterki życiowe, wahania, niepewności... To sprawia że film jest bardziej ludzki niż boski i to jest jego siłą. Co do samego ostatniego kuszenia, które dla mnie, rzecz jasna - było przedśmiertną wizją, to oczywiste że na wizje nie mamy wpływu. Są to po prostu projekcje, które się dzieją. Dlatego uważam że Jezus nie mógł ulegnąć żadnej pokusie. Było to tylko mącenie umysłu w chwili gdy już umierał na krzyżu. Jak każda wizja i ta musiała kiedyś się skończyć i dokonało się to co się dokonało. Każdy kto widział osoby umierające w cierpieniu, wie jak bardzo mogą bluźnić, przeklinać swój los, wątpić i bluzgać na świętości.. Jednak czy takie deklaracje pod wpływem ogromnego bólu i środków farmakologicznych mają wpływ na całe nasze życie? Myślę że są tylko jego drobną cząstką i nie można na ich podstawie nas oceniać, nawet na tym najwyższym sądzie.
Heretyckość tego filmu jest oczywista:
1.Fałszowanie wydarzeń z ewangelii (np. Śmierć Łazarza nie naturalna lecz przez zabójstwo, namawianie Judasza przez Jezusa do wydania go w ręce rzymian na jego własną prośbę[GRZECH kłamstwa względem innych uczniów]),
2.Przesadne eksponowanie rozterek Jezusa z podtekstem jakoby był
jedynie człowiekiem teologicznie nieuzasadnione i niemożliwe do obrony.
3.Niepotrzebne szokowanie (Chrystus uprawiający seks z Marią Magdaleną, póżniej zaś dopuszczający się małżeńskiej zdrady)
4.Klimat dobrej nowiny utrzymany w transowo-demonicznej stylistyce, czyli de facto jej zaprzeczenie (krwawe jabłka, okultystyczna scena nad rzeką Jordan)
Wszystko to sprawia, że film jest duchowo i religijnie OBRZYDLIWY, ZAKŁAMANY i ZAFAŁSZOWANY. ( CYTAT Z POSTU DAWIDAJANA)
Swoją wypowiedź rozpocząłeś tak, że włos zjeżył mi się na głowie. Pomyślałem: prawdziwy kinoman, wielki myśliciel. Przeżył głęboko, poczuł boleśnie i jeszcze wyciągnął mądre wnioski. Etyki w szkole powinien uczyć. I poczytałem dalej: fałszowanie...przesadne eksponowanie...niepotrzebne szokowanie...transowo-demoniczna stylistyka...film duchowo, religijnie OBRZYDLIWY, ZAKŁAMANY, ZAFAŁSZOWANY .
Zgupiałem. Siedzę i sobie myślę: zadeklarowany katolik, przeżył, ale się zawstydził, że przeżył, bo mu nie wypada tak bardzo przeżywać takich filmów.
I zmartwiłem się: nie jest taki mądry, niewiele poczytał o obyczajowości i kulturze chrystusowych czasów, zawiłościach w nich tkwiących a więc nie zrozumiał. Poczuł ale nie ogarnął intelektualnie.
I wpadłem na pomysł: podsunę mu myśl - moją interpretację w jednym zdaniu: OSTATNIE KUSZENIE CHRYSTUSA TO NAJWIĘKSZY AKT WIARY NA ŁONIE X MUZY. Czy jeszcze raz pomyśli ? ...Nie mam pojęcia.
Pisząc tą/tę (nigdy nie wiem) recenzję chciałem wyrazić zarówno swój zachwyt (sądzę, że jakoś tam mi się udało), ale również ostrzec umysły proste i niewykształcone, a bogobojne i szczere w swej w wierze, że jeśli chodzi o warstwę estetyczną tego filmu, oraz dość powiedziałbym... szokujące wątki fabularne (nie mów że ich nie ma), to ten film nie jest klasycznym religijnym kisielem a'la produkcje włoskie, ale bardzo odważnym traktatem teologicznym, na który mogą być nieprzygotowani. Nie w sensie wiary, ale intelektu. Nie każdy będzie rozumiał dlaczego w operze się tak głośno śpiewa, nawet jeśli będzie w niej pracował całe życie.
Spytano kiedyś strażaka 40 lat pracującego w filharmonii,
Czym różni się wiolonczela od altówki.
Odpowiedział "Wiolonczela się dłużej pali".
Nie chciałbym, aby ktoś nie przygotowany przeżywał rozterki duchowe tylko dlatego, że obejrzał film po którym spodziewał się czegoś innego. Teologia posiada w swym obrębie setki meandrów i ślepych uliczek, o których w większości nie mamy pojęcia, a mimo to część z nas wierzy na modłę katolicką i nie widzi potrzeby w stawianiu pytań. Jest bardzo wiele powodów do rozterek, ale przeciętny odbiorca dzieła filmowego, nigdy nie będzie metodycznie poszukiwał sposobu na ich ugaszenie, w związku z tym ten film może dla niego zaowocować tylko jednym. Zgorszeniem. I przed tym przestrzegałem.
Pozdrawiam,
Jeżeli zechcesz poznać mój punkt widzenia i zagłębić się w moją interpretacje "Ostatniego kuszenia" polecam wątek "Między 'Pasją i Kuszeniem - Kontrowersyjny Jezus". Jakoś nadal nie mogę zrozumieć, jak ludzie "myślący" mogą z taką lekkością wypisywać takie rzeczy, a tym bardziej czuć się zgorszeni. Nie bądź "przeciętnym odbiorcą dzieła filmowego" - jak określasz tych mniej ogarniętych kinomanów. "Szukaj metodycznie", "gaś" własne lęki. Nie pisz, jak człowiek zszokowany ale jak wytrawny znawca, za którego chciałbyś najprawdopodobniej uchodzić. Czekam na twoje kilka słów pod wspomnianym w poście wątkiem. :-)
Wszystko spoko, ale nie zgadzam się że wartość duchowa tego filmu to "0". Oczywiście nie jest to ekranizacja Ewangelii (o czym trudno pamiętać podczas oglądania), ale spojrzenie w taki sposób na drugą naturę Zbawiciela, prowokuje do myślenia. Według mnie ten film potrafi zbliżyć człowieka do Boga.