Męźczyzna występuje tu jako tani hohsztapler, którego czary sprowadzają się do wyciągania ź kapelusza uprźednio włoźonego tam królika. Panie zaś latają, zmieniają postąć, miotają ognistymi kulami, znaczy uprawiają sztukę w wersji pro.
Ostatecznie zaś decydują o politycę państwa.
Oto spręźyna intrygi filmu w estetyce dla widowni +3.
A dokładniej…
Panu chodźi o to by nie harować jak ojciec, dlatego teź związków nie traktuje powaźnie, wszystkie panie tedy stanowią jedynie obiekt seksualnego podboju realizowanego przy pomocy triku na pozytywkę. Generalnie, jak to bywa, pan ma swoje powody by być romantycznym cwaniakiem, panie zaś swoje by być tak wbijane na ruszt.
Problem powstaje jedynie wtedy gdy wbita na ruszt zostaje osoba posiadająca zdolność lewitacji, paranormalne moźliwości zabijania energią na odległość itp.
Jak słusznie zaobserwował scenarzysta przekłada to się czasami na politykę międzynarodową.
Wytwórnia Disneya zaserwowała nam to danie w wersji duplo, hytrze zakładając, źe całą sprawę przygniecie się stutonową wycinanką kolorowych obrazków i nikt nawet nic nie zauwaźy; bo jak słusznie rzekł swego czasu misiu Yogi: na film to za mało, na operetkę za duźo.
Ostatecznie okazuję się, źe kaźdy się moźe zmienić (dobro), a hohsztaplerka ma czasem wojenne zastosowanie, znaczy się, są czasem poźytki z męźczyzn.
Jest to, jak juź wspomniałem, morał dedykowany na wpół głuchym i nie do końca widzącym staruszkom ( Źemsta nietoperza).
A jakie plusy?
Film przedstawia ciekawy potencjał psychodeliczny. Gdyby tylko ktoś wpadł na pomysł i oddał ten film w ręce montaźysty z Transylwanii, moźe i by powstało nawet dźieło, które by wylądowało w kolekcji criterionu, a tak niestety po raz kolejny, tysięczny, stutysięczny, lodowata pustka kolorowego CGI jeno.