Film jest długi ale wytrwałem do końca. Muszę przyznać że ma klimat i jest dobry. Zbiorowa orgia na końcu zaskoczyła mnie kompletnie. Można powiedzieć że jest to thriller erotyczny.
Co do wyobrażenia sobie dziewczyny ze śliwkami to akurat Twoje spojrzenie - przynajmniej w takiej krótkiej ocenie, to akurat pokrywa się z moim - tzn., że chodzi tam o uświadomienie sobie różnicy między jego zachowaniem, a zachowaniem innych ludzi. Z tymże dla mnie to jest bardziej w tą stronę, że gdy patrzy on na innych ludzi okazujących sobie miłość dopiero dociera do niego, to pod jakim względem się od nich różni i czego mu brakuje - czyli umiejętności kochania i zauważa różnicę między tym, jak mogłoby wyglądać jego zetnknięcie się z tą dziewczyną, gdyby zachowywał się tak jak inni ludzie, a jak wygladało przy jego obecnej naturze. Bynajmniej nie chodzi mi o to, że ją pokochał, albo doszedł do wniosku, że mógłby pokachać, albo powinien, tylko po prostu o to zderzenie sposobu zachowywania się innych ludzi (ich stosunku do bliźnich) ze sposobem w jaki zachowywał się on sam. Tak więc tą scene chyba odbieramy przynajmniej do pewnego stopnia podobnie. Z tymże ja nie odbieram jego stosunku do innych osób jako powierzchowny. On po prostu nie czuje żadnej empatii w związku z czym nie rozumie, że w jakichś sytuacjach normalni ludzie czują np. troskę. Dlatego też podkreślam tak tą różnicę między miłością bliźniego, a popędem seksualnym. Wiesz wspomniałam o tym uszkodzeniu mózgu, które sprawia, że przestaje się czuć miłość i empatię, bo to bardzo ciekawe zjawisko. Chodzi o to, że taki człowiek pod innymi względami nie zmiania się (jego charakter pod innymi względami nie zmienia się), ale po prostu traci umiejętność odczuwania miłości i empatii. I poza tym, że oczywiście jeśli jest w związku z kimś, to jego związek obumiera i dochodzi do rozstania, to przestaje on mieć świadomość, że na pewne rzeczy normalnie reaguje się w dany sposób. Że np. jeśli jego dziecko upadnie, to podchodzi do dziecka, pociesza je i sprawdza czy sobie czegoś nie zrobiło. Nagle nie robi tego (mimo, że wcześniej był to jego naturalny odruch), nie ma w ogóle potrzeby takiego zachowania, a co więcej nie rozumie jego sensu i nie rozumie, że inni ludzie w ten sposób reagują i dlaczego. To pokazuje jak wiele w zachowaniu człowieka jest konsekwencją odczuwania miłości i empatii. Miłość jest tu tą miłością bliźniego i może ona być też miłością partnera, ale także i dziecka lub nawet obcej osoby - jednym słowem jest to miłość niemal tożsama z empatią, a nie mająca żadnego związku z pożądniem i popędem seksualnym. I nagle okazuje się, że mimo, że wydawało się, że na człowieczeństwo składa się tak wiele cech. Na człowieczeństwo w sensie takim bardziej moralnym (można powiedzieć w sensie humanitaryzmu). To nagle okazuje się, że jednak kiedy wyeliminuje się tą umiejętność czucia miłości i empatii, taki człowiek właściwie przestaje przypominac człowieka. Oczywiście w sensie duchowym, no bo wygląda tak samo i ma umiejętność sprawnego myślenia itd. To jest bardzo ciekawe, bo pokazuje jak bardzo słuszne jest twierdzenie, że człowieczeństwo osadza się na uczuciu miłości. Że bez tego jest się potworem. Bo człowiek pozbawiony tego uczucia traci właściwie sens. Może być bardzo zdolny itd., ale jest jakiś pusty i dosłownie pozbawiony sensu. Nie mówiąc już o tym, że często zostaje mordercą i gwałcicielem. W każdym razie, mimo, że wcześniej wiedziałam o tym zjawisku, to ten film bardziej mi to unaocznił, a ten tekst na jego końcu, który tak bardzo kojarzy się z biblijnym "Hymnem o miłości" uświadomił mi, że w tym ostatnim chodzi właśnie o umiejętność odczuwania miłości. Wcześniej myślałam, że chodzi w nim o to, że tak ważne jest, żeby być kochanym, żeby doświadczyć miłości - że to no piękny, ale w sumie taki dość prosty w sensie przekazu tekst. Natomiast po tym filmie zrozumiałam, że chodzi o samą umiejętność odczuwania miłości i to miłości w sensie miłości bliźniego, czyli miłości połączonej z empatią. Że faktycznie człowiek pozbawiony tej umiejętności jest jakby pozbawiony duszy i że to jest to, co faktycznie przesądza o człowieczeństwie. To jest bardzo fajne - to jak zostało to ukazane w filmie i cała symbolika zapachu. Ten film jest bardzo wzniosły, bardzo moralizatorski i w sumie prochrześcijański. Przynajmniej przy takim jego rozumieniu jak moje. Natomiast co do książki, to jeszcze jej nie znam, ale wydaje mi się, że jest niezwykłą historią, ale bardziej o jakimś ściganiu żywiołu, pasji i w końcu uleganiu żywiołowi. Główny bohater jest tam chyba bardziej uosobieniem takiego szalejącego żywiołu. Być może kimś złym przez to zapamiętanie w swej pasji. Może takie jest tam nawet przesłanie, że zbyt wiele on temu poświęca, zbyt mocno się w tym zapamiętuje. Może chodzi o jakieś stąpanie na granicy między zdrową pasją jak hobby, czy nawet zawód, ale czymś, co nie wypełnia całego życia, a pasją, która poszła za daleko i wchłonęła wszystko inne, zabrała życie i doprowadziła do skrzywdzenia także innych osób. To by było także bardzo ciekawe. W sumie ta historia ma niezwykle wielki potencjał. Także myślę, że książka jest naprawdę godna uwagi.
hmm patrzę tak na końcówkę w książce i jest tam powiedziane o "mocy wzbudzania ludzkiej miłości", ale jednocześnie cały tekst nie przypomina jednak tego filmowego i nie przypomina w związku z tym "Hymnu o miłości". Może więc w książce chodzi o miłość w sensie takim jak miłość do władcy, właśnie takie bardziej pożądanie i podziw, a nie prawdziwa miłość. W tym sensie, że nie czysta "dobra" miłość. No bo nadal różnica między książką, a filmem jest wedlug mnie spora. I w książce pasowałoby mi to, że robiąc pachnidło z tych pięknych, młodych kobiet, uzyskał taką substancję wywołującą amok, uległość, pożądliwość. Jeśli mówić o miłości, to taką miłość nieszczerą jak miłość do pieniądza. W czymś takim widziałabym sens. Aczkolwiek filmu nie potrafię tak odbierać, bo w filmie nacisk jest bardziej na szczerą miłość, na niewinność tych dziewcząt i na duchowość.
Co do tego zdania: "Co do legendy o kamforze i tajemniczym skladniku, odnioslam wrazenie, ze on zupelnie nie odebral tego ani jako legendy, ani jako boskiego skladnika." Zgadzam się, że on nie odebrał tego jako legendy, bo gdyby tak sie stało nie przyszłoby mu do głowy, żeby skomponować takie perfumy. Natomiast co do "boskiego składnika" - mi nie chodzi o jakiś boski składnik, tylko o opis działania tych mitycznych perfum, które miały dawać ludziom uczucie wielkiego szcześcia i przepełniającej ich miłości - tak jakby znaleźli się w Raju. A to jest przepełnienie boską miłością - to całe poczucie szczęścia, spełnienia, akcpetacji i bezpieczeństwa. W tym sensie pisałam o boskiej miłości. Nie chodziło mi o boski składnik. Choć gdyby się upierać to może w ten sposób, że skoro pozyskiwał z tych dziewcząt ich zapach tożsamy z ich duszą (bo podczas filmu często jest podkreślane utożsamianie duszy z zapachem - zapach jest duszą kwiatu, a sam Baptysta nie ma zapachu i nie ma duszy) to równocześnie było to tak jakby pozyskiwanie z nich tej boskiej cząstki - tego dobra zwiazanego z miłością i szczęściem.
Co do tego: "Nie rozumiem troche twojego ciaglego podkreslania roznicy pomiedzy miloscia a pozadaniem. Przynajmniej nie w kontekscie tej historii." No bo szczególnie w tej historii to jest właśnie bardzo ważne - to, że miłość przy której uprawiamy z kimś seks jest tylko jednym z wielu rodzajów miłości, a do seksu nie potrzeba miłości, a jedynie pożądanie. Ta historia w moim odbiorze pokazuje, że człowiek pozbawiony umiejętności odczuwania miłości i empatii nie jest ludzki. Może nawet nie być z natury zły, ale jest bardziej podobny do potwora niż czowieka. To takie studium nad tym na ile zdolność odczuwania miłości i empatii ma wpływ na bycie człowiekiem - człowieczeństwo danej istoty. I ważne jest tu, że chodzi o miłość związaną z empatią, bo miłość rozumiana w sensie miłości nieseksualnej ma bardzo wiele wzpólnego z empatią i w sumie jest niemal tożsama z empatią, bo to jest ta wrażliwość na cudze nieszczęście, zdolność odczuwania współczucia i chęć poświęcenia się dla czyjegoś dobra. To jest ta czysta miłość. Natomiast pożądanie seksualne może prowadzić do gwałtu i nie dość, że nie wymaga odczuwania miłości, to jeszcze może wręcz być jej zaprzeczeniem. Dlatego nie chcę mylić popędu seksualnego z miłością i to właśnie szczególnie w tej historii.
I odnośnie tego: "Wyraznie widac przez caly film, ze ludzie nie sa dla niego zadnymi parrtnerami w zyciu, sa raczej podgatunkiem albo sposobem na osiagniecie jakiegos celu. Pomijajac kwestie zapachowe sa dla niego tlem. Wiec w ogole nie widze sensu w doszukiwaniu sie powodow, dla ktorych on nie czul pozadania."
No więc w sytuacji, gdy ludzie są dla kogoś tak nieważni, to tym bardziej nie miałby probelemu w dokonywaniu gwałtów czy jakimkolwiek innym ich wykorzystywaniu. I jednocześnie jeśli pachnidło podniecałoby seksualnie ludzi, to tak samo podniecałoby i jego (tym bardziej własnie jego, bo on nie odczuwa miłości) i do tego nie miałby czego zazdrościć tym ludziom, gdyby chodziło o to że uprawiają seks. Gdyby na tym placu odbywała się orgia w powszechnie znanym sensie tego słowa, to Baptysta gdyby miał im czegoś zazdrościć, to uprawiania seksu. A jednocześnie powinien się tak samo jak oni podniecić, bo nieumiejętność odczuwania miłości nie stanowi problemu w odczuwaniu popędu seksualnego. Powód dla którego doszukuje się dlaczego on nie czuł popędu w scenie na placu jest właśnie taki, że to oznacza, że nie działało na niego pachnidło, skoro owego popędu nie czuł, a nie byłoby wyjaśnienia dlaczego miałoby nie działać. No to jest poważny powód, bo podważa sens tej sceny i ogólnie całej historii.
Z kolei jeśli piszesz: "Nie stworzył pachnidla, zeby sobie pokopulowac, tylko zeby uzyskac wladze, wzbudzac "milosc" i co za tym idzie uleglosc." no to nie byłoby powodu do niezadowolenia z efektu, bo przecież uzyskał tą władzę i kontrolę. Pomijam już fakt, że w sumie nie wiem dlaczego miałoby mu przyjść do głowy, że tak będzie to pachnidło działać, ale to nie jest takie ważne w tej chwili. Gdyby jego cel był taki, jak napisałaś, to byłby jak najbardziej zadowolony z efektu, a przecież nie był.
Z tym sie nie zgadzam: "pachnidlo zostalo stworzone z mlodych dziewczyn wiec logicznie rzecz biorac trudno, zeby nie mialo zadnego wydzwieku seksualnego" Nie widzę powodu, dla którego miałoby mieć wydźwięk seksualny. I to jeszcze działający na kobiety hetero i mężczyzn tak samo. Co więcej jeśli jakieś kobiety wzbudzają pożądanie u mężczyzn, to wzbudzają negatywne odczucia u kobiet. Przy czym te ostatnie często nawet nie zdają sobie z tego sprawy - taka jest po prostu podświadoma reakcja.
Co do tego: "Legende traktowalabym jako inspiracje ale nie sztywny odnosnik wg ktorego mamy rozumiec dzialanie pachnidla." To mi nie chodzi o to, że ono koniecznie miałoby tak działać, ale na zdrowy rozum skoro Baptysta zainspirował się właśnie tą legenda i w dodatku traktował ją jako prawdę, a nie legendę, no to wydaje mi się, że oczekiwał po pachnidle takiego właśnie działania. Nie chodzi mi o to, że stworzone pachnidło koniecznie tak musiało faktycznie działać, ale chyba tego od niego oczekiwał, no bo nie miał innych podstaw co do domyślania się jak bedzie ono działać. I też nie mówię, że faktycznie to, co uzyskał koniecznie miało mieć takie działanie jak według legendy, ale po prostu to z legendy jest jakimś punktem odniesienia. W książce, jak pisałaś, punktem odniesienia było to, że Laura wzbudzała ogólną pożądliwość, podziw i uległość. W filmie tego nie ma, więc wyobrażenie o możliwym działaniu odnosi się do tego z legendy i można się zastanawiać czy to zrobione przez Baptystę właśnie tak działało, czy inaczej. Chodzi mi tylko o punkt odniesienia.
I jeszcze co do wpływu legendy na pomysł skomponowania perfum. Faktycznie wcześniej zapragnął utrwalenia ludzkiego zapachu (czy na swój sposób nawet duszy, bo czegoś, co ulatuje ze śmiercią), ale jednak kiedy zaczął robić perfumy, to komponował je własnie tak jak owo mityczne pachnidło - z tą określoną mityczną ilością składowych, więc jednak raczej pragnął skomponować właśnie ten mityczny zapach. Uparł się na tą Laurę, bo wierzył, że ona jest tym ostatnim potrzebnym składnikiem. To jednak było silne nawiązanie do budowy legendarnych perfum - ilość składników, ich dobieranie. Chodziło mi o to, że jeśli czegoś mógł się spodziewać po ich działaniu (kiedy je ukończy) - jeśli w ogóle mógł mieć jakiś pomysł jak będą działać - to raczej spodziewał się, że właśnie w ten sposób, jaki opisał jego mistrz.
Teraz co do książki - ja nie mówię, że w niej nie ma nic o miłości. Na samym końcu jest wspomniane np. to, że miał moc na ludzką miłością, ale za to nie ma, że zabił się, bo nie odczuwał miłości, co z kolei jest w filmie. Jak wiesz książki nie czytałam więc nie wypowiadam się na ten temat, co było w poprzednich jej fragmentach i ogólnie jak jest przedstawiony cały zamysł. Snuję pewne domysły, bo robi się coraz ciekawiej :), ale nie twierdzę, że wiem jakie jest przesłanie ksiażki, czy jaki w niej sens ma zapach. To, że wydaje mi się, że między książką, a filmem są bardzo duże różnice opiera się na tym co napisałaś o książce - o kwestii tego jak przedstawiona była tam postać Laury, o tej esencji uległości i podziwu itd. oraz na tym, że tekst na końcu książki ma inny wydźwięk niż tekst na końcu filmu. A co do samej książki jeszcze to też kiedy ja ją przeczytam, to być może zrozumiem ją inaczej niż Ty, więc tym bardziej nie ma sensu posiłkować się książką przy omawianiu filmu. Chyba, że chce się porównać, co się komu bardziej podoba, czy co kto uważa za dobrze czy źle przedstawione.
O, dziękuję za to ostatnie zdanie :) To miłe naprawdę. Bo wiesz ja zwykle po prostu chcę coś dokładnie wyjaśnić - tak żeby nie pozostawiać jakichś dwuznaczności, a to zawsze wtedy prowadzi do napisania długiego tekstu. Część osób taki tekst męczy i ja to rozumiem, no ale po prostu nie wynika to z mojej jakiejś złej woli, że chcę kogos zalać tekstem, czy się powymądrzać, tylko po prostu nie chcę dopuścić do nieporozumień.
Poodpowiadałam na szereg zdań cytując Cię, bo tak mi było łatwiej. I chyba tak jest przejrzyściej - w sensie połapania się o co konkretnie w danym miejscu mi chodzi.
No w sumie nie wiem czy coś jest jeszcze do napisania. Masz konkretne spojrzenie inne od mojego i jednocześnie to Twoje spojrzenie - pewne jego elementy nie przemawiają do mnie. No i tak też jest w drugą stronę tzn. pewne aspekty (czy większość) mojego spojrzenia nie przemawia do Ciebie.
Tak patrzę jeszcze do książki, co do końcówki - tych kanibali - to sama ta końcówka też nieco inaczej wygląda niż w filmie. Tzn. kończy się na tym zjedzeniu i nawet spaleniu resztek (tam ktoś kopie surdut do ogniska, czy coś w tym stylu). A nie ma tak jak w filmie pokazanego następnego dnia. Dla mnie ten następny dzień tez ma swoisty wydźwięk. Ale pomijając to jest tam napisane, że wielu z tych ludzi już miało na koncie morderstwa itd., ale po tym jak go zjedli poczuli, że zrobili to z miłości. I akurat w kontekście tej sceny - opisanej w książce, to można się zastanawiać czy przypadkiem nie chodzi o to, że w sumie zrobili coś dobrego w tym sensie, że uwolnili świat od potwora, a jednocześnie uwolnili jego samego od życia. Czyli okazali miłosierdzie. W moim odczuciu to stwierdzenie o miłości w książce ma taki wydźwięk. Ale oczywiście to na tą chwilę - tzn. kiedy czytam ten fragment jako samodzielny fragment - nie znając reszty książki. Być może po przeczytaniu całej książki zmieni mi się to postrzeganie. W sumie ciekawe jak dokładnie wygląda książkowa orgia, ale tak daleko nie będę iść w wyrywkowym czytaniu ;P Bo co innego poznać końcówkę, skoro i tak wiem, że jest podobna do filmu, a co innego poznawać inne fragmenty ze środka.