Niestety, w kinie nie do konca dalo się tych idiotów uniknąć. NIe lubie szczebiotek w objęciach dresiarzy, dziecinną artykulacją proszących na całe kino: "Ojej, nie zabijaj jeeeej!". Wtedy chce mi się rozpocząc teksanską masakrę piłą łancuchową 2007 ;). No ,ale to tylko na marginesie.
Film swietny. Prawdziwy storytelling, jak u Tima Burtona.(ciągle kojarzył mi się z "Big Fish" -> narracja, basniowosc, biografia momentami naiwna i uproszczona, ale fascynująca).
Wykonanie perfekcyjne - kolory, aktorzy i ujęcia to pierwsza liga bez dwóch zdań. Czasem film mial nieco wolne tempo, ale nie bylo momentu, bym choc przez chwilę się nudził na seansie. Zresztą - do wolnego tempa tez warto się przyzwyczajac, choc tę zdolnosc traci coraz więcej widzów.
Zakonczenie, tak przez niektorych tutaj krytykowane, uwazam za swietne, puentujące całą historię tak, jak tego wymaga. Bez niego trudno byłoby zrozumiec cały sens tworzenia tytułowego "pachnidła".
Krytykowano tez gloryfikację zabójcy i nadawanie mu 'dobrych' cech. No coz, my tez gloryfikujemy zabójców - polskich zołnierzy w Iraku czy też katów włączających krzesło elektryczne. Jednak swiat to nie manichejska układanka, wiec nie widze nic złego w tym, ze (SPOILER) > Jan Baptysta płakał w scenie finalnej, był przystojny, wzbudzał współczucie. To tylko nadaje smaku. W długiej historii fascynacji złem, X muza nie takie "wykroczenia" popełniła. Rownież w arcydziełach.
Pachnidło, mimo swietnej realizacji, za wielkie arcydzieło nie uwazam. Jest to po prostu dobra historia, interesująco opowiedziana. Nieczesto mozna zobaczyc filmy tak kunsztownie przedstawione. Pachnidło moze nie pachnie, ale to nie znaczy, ze nie smakuje.