Interpretacji pojawiło się już wiele, ale od samego początku wartość egzystencji Jana Baptysty była niska. Nikomu nigdy na nim nie zależało, nie licząc Baldiniego, tyle że on robił to w imię interesu, jaki czerpał z talentu chłopaka. Grenouille uchwycił się kurczowo jednej idei i dążył do jej realizacji, ponieważ tylko to nadawało jego życiu sens. Stał się artystą pozbawionym uczuć, lecz niepozbawionym emocji. Efekt finalny pokazuje, że ludzie to istoty kierujące się instynktem. Wystarczy obezwładniający czynnik, by wywołać żądze nie do opanowania. Zatem czym ci, którzy pożarli go żywcem różnią się od niego samego - mordercy? Zapach, który tak nimi władał ten jeden raz, równał się wszystkim zapachom wyczuwanym przez Jana Baptystę w całym jego życiu.
Bodźce napływały do niego od początku ze zwiększoną mocą, więc zachowywał się niczym - w świetle osądu cywilizowanego społeczeństwa - zwierzę. Według mnie nie było w stworzeniu tego zapachu żadnego logicznego pomysłu czy nauki moralnej. Grenouille od początku był osobnikiem gorszego sortu, który szukał drogi do zyskania chwilowej władzy nad zmysłami pozostałych. Co najciekawsze - zyskał ją. Jak lew, król zwierząt. Wystawił na pośmiewisko rasę ludzi, oczywiście przed nami, widzami. To mnie w filmie urzeka i dlatego jest jednym z najlepszych, jakie oglądałam.