bardzo dobra oprawa audio i dobrze skonstruowany klimat tamtych czasów. paradoksalnie nie ma tu miejsca na "perfume" ale jest dużo brudu i smrodu.
Zgadzam się, że bez rewelacji (chociaż miało być inaczej).
Fajne kreacje aktorów (Hoffman, Rickman, Whishaw w sumie też dał radę), ale... wątpię, bym chciała kiedyś wrócić do tego filmu.
za to ja czuję że wrócę, ALE wtedy kiedy nadmiar przeszło dwóch godzin (!) da mi się we znaki. Książki nie czytałem, nie wiem jakie powinno być zakończenie (tak poruszane w innych komentarzach na forum). Ja mam głównie dwie inne refleksje (oprócz bardzo na poziomie gry aktorskiej):
1. wiem od kogo Kylie Minoque zgapiła pomysł na teledysk do "All the lovers" - scena na szubienicy jest dla mnie tak nieziemsko zmysłowa, że nie przeszkadzają mi ukazane nagie ciała ale czas, jak dla mnie nagle płynący wolniej.. Tak subtelnie pokazana miłość (pomijając kwestię, czy fizyczna czy psychiczna), że mnie zniewoliło. Może nawet i wgniotło w kanapę.
2. ogólnie już po połowie miałem wyrobione zdanie na temat filmu (może je wyidealizuję) - film nie jest do obejrzenia. On jest do WYCZUCIA. Nie mam na myśli zapachu, ale klimatu. Zdjęcia (nie chcę powtarzać słowa "zmysłowe) są dla mnie tak starannie skonstruowane, że nie reaguje się na kolor i widok, ale na uczucie. Tak było u mnie. Sceny wciągania zapachów nosem (jakkolwiek to zabrzmi) miały coś w sobie dla mnie tak mistycznego, że bezwiednie robiłem to samo. Może nawet i czułem? :-)
odczuć da się jednak nadto wyniosłość niektórych scen, swoiste swojego rodzaju zakończenie (nie wyrok, ale zajście na targu) dodaje znowu tego dziwnego "czegoś", co większości osób się nie podoba. Takie inne, klimatem oddające klimat filmu. Co ja - nie wiem czy słusznie - ale kupuję. Ale nie aż na tyle, żeby dać 8 punktów. I się cieszę, że tu nie odniosło się to u mnie tylko do całości wizualnej. Jakaś cząstka, nawet niechciana, ale jednak w duszy zostanie. A to chyba u mnie rzadkość.