to chyba jeden z nielicznych przypadków gdy ciesze się że najpierw przeczytałam książkę, co wiecej zdecydowanie wolę książkę
Nie wiem, jak można było to inaczej rozwiązać ale pomysł z ciągłą narracją jakoś mi nie odpowiada; z całości jednak najwięcej tracimy w zakończeniu braku tu tego... hmmm tej metafizyki co w powieści; w sumie broni sie tylko scena na targu;
gdyby reżyesrem był Gibson to by z pewnością nie omieszkał poprzetrącać głównemu bohaterowi wszystkich kości (coby mu się z resztą należało) :)
No ale jak można w ogóle porównywać książkę do filmu?? Film to film-rządzi się swoimi prawami. A co do lektora, to był to chyba najlepszy sposób żeby wprowadzić klimat tamtych czasów, a także ?najoszczędniejszy? i najlepszy, moim zdaniem, sposób na powiedzenie tego co nie zostało pokazane (bo nie mogło być)
Pozdrawiam. Pennywise.