ciekawy ale nie podoba mi sie koniec;/ kiedy ogladałm film nie znałam zakończenia z ksiązki. i Nie bardzo rozumiałam to jak sie wszyscy na niego rzucili.
dopiero kiedy koleżanka wytłumaczyła mi ze oni go zjedli byłam bardzo zaskoczona... chociaż jakby troche krwi zostało to juz robiło by to jakis efekt a tu lipa;/
ale ogólnie bardzo dobry film z niesamowitym klimatem.
Właśnie chodzi o to, że oni go pożarli całego i nic nie zostało po nim, nawet najmniejszy ślad jego istnienia.
dla mnie takie zakończenie historii było zupełnie beznadziejne. Zjedli go... fascynujące.
Według mnie oni wcale go nie zjedli ;)
Pamiętacie pierwszą scenę filmu, kiedy stał na balkonie skuty kajdankami, brudny, odziany w łachmany, a ktoś czytał mu jego wyrok ?
On wtedy wyobrażał sobie tę scenę, że zebrany tłum zachwyca się jego perfumami, a później że idzie do Paryża i tam ludzie się na niego rzucają. Wydaje mi się, że przed samą egzekucją lub w jej trakcie wyobrażał sobie to wszystko. Przynajmniej ja to tak interpretuję i takie zakończenie filmu jest bardziej realistyczne :)
Ale w książce właśnie było że go zjedli ;p Chociaż jeżeli taka wersja Tobie bardziej odpowiada to czemu nie ;)
Książki niestety nie czytałam, ale na filmie ten kanibalizm był "trochę" mało realistyczny. Tak samo zresztą, jak scena, w której ojciec zamordowanej dziewczyny nazywa oprawcę swojej córki synem :)
Właśnie z tego powodu, te sceny powiązałam z jego marzeniami, a nie rzeczywistością. Tym bardziej, że w pozostałych, wcześniejszych scenach realizm i naturyzm aż "bił" po oczach.
Skoro tak uważasz to niech tak będzie ;) a książkę polecam przeczytac. Czytałam ją 2 dni bo tak się wciągnęłam ;D
Nie będę upierać się przy swoim :) Skoro w książce jest napisane, że go zjedli to przyjmuję, że go zjedli, chociaż na filmie ta scena wydawała się mało realistyczna.
zjedli, nie da sie ukryć...jak dla mnie najwspanialsze zakończenie jakie istniało dla tej historii
"Runęli ku aniołowi (…). Byli niezwykle dumni. Po raz pierwszy zrobili coś z miłości” ...
zjedli go? książki niestety nie czytałam, ale podczas oglądania filmu byłam pewna, że go po prostu zdeptali, zrównali z ziemią. Nawet mi przez głowę nie przyszło, że mogli by go zjeść :| chyba wylałabym gdyby tak się na niego rzucili, że aż go zdeptali.
O ja pier****. Gawiedź książki nie przeczytała i się kłóci! Do bibliotek dziatwo!!! Potem interpretujcie. Czy wy naprawdę oglądałyście film? Może to był zwiastun? :)
A tak serio- jak można oceniać jakąkolwiek ekranizację nie czytając książki? :/
Ciekawe czy sama czytasz wszystkie książki, na podstawie których powstają oglądane przez Ciebie filmy ?
Wyobraź sobie, że można ocenić film, jako film, a nie jako ekranizację danej powieści.
Owszem, czytam książki, ale nie zawsze te, które doczekały się swojego filmowego odpowiednika, bo chyba na nic innego nie miałabym wtedy czasu :)
Wyobraź sobie, że czytam. ZAWSZE. Z samego oglądania filmów wychodzi potem, ze "Zmierzch" to arcydzieło a "Pachnidło" to nieporozumienie.
ta jasne...A jak można słuchac muzyki wczesniej nie czytając biografii kompozytora i "epoki"jego życia w jakiej ów utwór sie zrodził?Głęboka muzyka bowiem ma swój zalążek gdzies w życiu jakiegos człowieka...eCh szkoda słów:)
Zatem gratuluję samozaparcia :).
Oczywiście również jestem zwolennikiem czytania książek i absolutnie nie neguję tego hobby, ale tak jak już wspominałam nie zawsze zdążę przeczytać książkę zanim obejrzę film, którego scenariusz jest na niej oparty. Po prostu nie zawsze jest to możliwe, przynajmniej w moim przypadku :).
Niemniej jednak sądzę, że można ocenić film jako odrębny podmiot i wizję reżysera, zaburzając w niewielkim stopniu jego korelację z powieścią. Film jest dziełem samym w sobie, a nie tylko zobrazowaniem danego dzieła literackiego, bo na film nie składa się tylko scenariusz, o czym doskonale wiemy.
Nigdy nie oceniam książki, której nie przeczytałam, na podstawie filmu i to samo działa w drugą stronę - nie oceniam filmu, którego nie oglądałam na podstawie przeczytanej powieści. Brzmi absurdalnie, ale ta zależność jest bardzo prosta.
Ileż to razy zdarza się, że książka jest naprawdę ciekawa i wciągająca, a film nakręcony na jej podstawie nudny i pozbawiony rzeczywistego przesłania autora, bo reżyser lub scenarzysta miał zgoła odmienną wizję. Podobnie może być z powieścią, która według czytelnika będzie nudnawa i ciut przydługa, a filmowy odpowiednik może okazać się całkiem interesujący i godny polecenia.
Wracając do pierwotnego tematu wątku, nie oceniam powieści Suskinda, a jej ekranizację Tykwera, bo nie mogę porównywać tych dwóch dzieł znając tylko jedno z nich :). Film sam w sobie naprawdę przypadł mi do gustu, ma ciekawą fabułę, bardzo dobre zdjęcia i muzykę, nie mówiąc już o grze aktorskiej, która stoi na wysokim poziomie. Z tego też względu dałam mu wysoką notę. Jedyne moje wątpliwości budzi zakończenie filmu, bardziej przypomina mi sen na jawie aniżeli realne wydarzenie, ponieważ wcześniejsze sceny były wyjątkowo przepełnione naturalizmem. Toteż końcówka filmu była w moim mniemaniu oderwana od rzeczywistości. Być może czytając powieść miałabym zgoła odmienne wrażenia.
Zgodzę się z Emką0024...
Po pierwsze , można przecież oceniać film jako film a nie sugerować się książką...
Po drugie , bardziej podoba mi się właśnie Emki interpretacja...
To ,że go zjedli było wprost nie prawdopodobne i mało realistyczne... Bardziej logiczne wydaje mi się wyjaśnienie ,że tuż przed egzekucją sobie po prostu to wyobrażał...No ale nie będę kwestionować oryginału zakończenia jaki jest zawarty w książce.
Miło, że ktoś podziela mój pogląd w tej kwestii ;)
Każdy film jest odrębnym dziełem, a każde dzieło można ocenić w oderwaniu od pierwowzoru. Albo film "z natury" jest dobry, albo nie.
A co innego mogli zrobić, jeśli go nie zjeść? Zdeptać? Nawet gdyby go stratowali, to przecież zostałoby po nim trochę więcej niż jakieś szmaty. Skoro zanim się na niego rzucili Jan był, a jak już się rozeszli, Jana nie było, to raczej oczywiste, że go zjedli. Jak dla mnie.
Mnie zakończenie filmu (włącznie ze zbiorowym seksem) nie tyle zaskoczyło, co rozczarowało. A co do pożarcia głównego bohatera, to nie mogę pozbyć się wrażenia, że autor nie bardzo wiedział jak zakończyć książkę i pisząc takie zakończenie, po prostu poszedł na łatwiznę. Może niektórzy uważają takie rozwiązanie sprawy za bardzo wymyślne i oryginalne, ale moim zdaniem jest ono proste i troszkę przewidywalne, chociaż nie oczywiste. Co prawda nie spodziewałam się, że akurat go zjedzą, jednak miałam pewne podejrzenia co do tego, iż Jan Baptista może zginąć za swoje unikatowe perfumy z rąk innego człowieka. Po ujrzeniu reakcji ludzi na tak niewielką ilość pachnidła tylko upewniłam się w moich przypuszczeniach. Bo skoro on potrafił zabić tyle kobiet ze względu na zapach ich ciał, to dlaczego ludzie nie mieliby jego pozbawić życia dla cudownego płynu, którego woń ma moc trzynaście razy większą i tak silnie na nich działa?
czytam i czytam i widze że nikt nie zrozumiał zakończenia filmu i książki a nawet samego sensu stworzenia przez Bapitiste idealnych perfum.
Jan od dziecka był odtrącany przez społeczeństwo, nie wiedział dlaczego, aż w końcu odkrył, że nie posiada własnego zapachu. W filmie nie było to takie wyraźne ale już autor książki wskazała, że to jak odbierają nas inni zależy nie od wyglądu ale od naszego zapachu. Ludzie nie czując zapachy. Ludzie podświadomie bali się Jana i woleli trzymać się od niego z daleka. Baptista zazdrościł innym ludzim tego że są kochani i potrafią kochać więc stworzył pachnidło idealne, którego kropla sprawiała że każdy go ubustwiał. Jednak to mu nie wystarczyło ponieważ mimio iż potrafił zmusić innych do miłości sam dalej nie potrafił kochać, bo jedyna istota do której coś czuł była pierwsza dziewczyna którą zabił. Życie straciło dla niego sens. Gdy wylał na siebie całe perfumy ludzie którzy go poczuli ogarnęła nieopisana żądza pochłoniecia każdego atomu istoty która przed nimi stanęła i po prostu go pożarli.
Filmowi daje 10/10 za piękną z muzykę i za to że siedząc w kinie można było prawie poczuć zapachy bijące z ekranu