Ricky Gervais podczas Złotych Globów przewrotnie prześmiewał tak "nieważny" aspekt filmu, jak scenariusz. Tylko że on żartował, a twórcy tej wersji Pana Samochodzika (książki bądź co bądź fabularnie świetnie napisanej), pomyśleli tak samo, ale na serio. I co z tego, że aktorsko film się broni, w scenografię i kostiumy włożono sporo starań, a zdjęcia, montaż i muzyka nie bolą, skoro scenariusz jest tak toporną mieszaniną filmowych konwencji i stylów? Brak fabularnej przejrzystości a nawet narracyjnej logiki. Idiotyzmy których nadrzędnym celem jest tanie efekciarstwo. Jako miłośnik książek Nienackiego mogę nawet zrozumieć chęć uwspółcześnienia fabuły i co za tym idzie, wprowadzenie znaczących zmian w stosunku do książkowego oryginału, ale dlaczego zrobiono to w sposób tak siermiężny i płytki, tego jednak nie zrozumiem. Do tego kiepskie literacko dialogi, momentami rażące słuch kogoś, kto chociaż kilka książek od Mroza wzwyż w życiu przeczytał... No cóż, w Stanach strajkują, bo sztuczna inteligencja pisze tam ponoć znaczną część scenariuszy. Dajcie tę inteligencję do nas, ona i tak zrobi to lepiej niż nasi "scenarzyści".