Moim zdaniem historia tytułowej pani od polskiego to całkiem niezły materiał na film, ale jego wykonanie... Najpoważniejsze zarzuty:
- Scena śmierci Schnitke'ego była tak groteskowa, że może stać się inspiracją dla twórców komedii. Murowany kandydat do "Złotej Maliny"
- Muzyka o ciepłej, przyjemnej barwie w tle najbardziej dramatycznych scen. Takiego dysonansu poznawczego jeszcze w kinie nie czułem.
- Sceneria na alibi zrobiona. Po kilkudniowej podróży wagonem towarowym suknia wygląda jak świeżo odebrana z pralni i od magla. Ta sterylność bije po oczach w każdej scenie.
- Fatalna praca statystów. Niemieccy oprawcy w tle są delikatni, powolni, wręcz uprzejmi. To tak rażąco kontrastowało z ich krzykami i kontekstem sytuacji, że wywoływało we mnie ciarki żenady. Chyba grający aktorzy bali się kogokolwiek dotknąć, szarpnąć etc.
- Plus za unikananie bezsensownego epatowania przemocy. Poza fatalnie zagraną rolą Schnitke, pozostali aktorzy z pierwszego planu nie grali źle. Gorzej z epizodystami i postaciami drugiego planu. To nie były przekonujące role.
- Plus za mimo wszystko ciekawą historię, w której główna bohaterka nie jest postacią przesadnie wyidealizowaną i nie u wszystkich będzie wzbudzać sympatię. Odcienie szarości w postawach głównych bohaterów są nawet intrygujące!
No niestety, wydaje mi się, że zamiarem twórców było, żeby widzowie podziwiali dzielną bohaterkę, a nie żeby ich irytowała. Tak wynika z komentarza z offu. Mnie denerwowała na maksa, nie dziwiłam się, że ,,mąż" ją zdradzał i przed nią w końcu uciekł.