Rzadko kiedy dzieło ekranizacja i adaptacja dorównują literackiemu pierwowzorowi. W tym wypadku było podobnie - film jest bezdyskusyjnie dobry, gdybym nie znała książki, być może uznałabym, że jest bardzo dobry, ale niestety: Scena, w której ojciec przytula Marysię po próbie wyskoczenia z balkonu trochę mi zgrzyta. Przecież to właśnie oziębłe relacje z rodziną były czynnikiem, który popchnął Marysię do ucieczki w świat, którego wcześniej nie znała, do poszukiwania za wszelką cenę ciepła i uczuć. Matka traktowała najstarszą córkę jak pomoc do opieki nad dziećmi, ojciec nie tyle był, co bywał i chyba krępowali się wzajemnego okazywania uczuć.
Kasia, jako demon ze świecącymi ślepiami i głosem, niczym z najgłębszej kloaki piekła, była śmieszna a nie przerażająca. Wolę myśleć o Dżigim, jako o zaburzeniu psychicznym wrażliwej artystycznie, opuszczonej dziewczynki, niż jako autentycznym demonie, którym uraczył widza film.
I dlaczego ten wypchany ptak, z którego pióra latały po całej klasie, wrócił na biurko nauczycielki w nienaruszonym stanie? :)
A mnie akurat te świecące oczy i głos z głębi piekieł się podobał -- mniej więcej tak (oczywiście mniej kiczowato, ale czego można w tym względzie wymagać od polskiego kina) to sobie wyobrażałem przy lekturze. Jedyny zgrzyt dla mnie to jakiś Jedi z mieczem świetlnym w pewnym momencie, gdy Marysia jechała windą; co to miało być? Strzelam że anioł, ale po co on tam...? (aha, jeszcze przeniesienie z PRL-u w czasy współczesne, ale to właściwie nic nie zmieniło).
Ogólnie ekranizacja poprawna, ale bez pomysłu. Przenoszenie na ekran książek słowo w słowo jest dla mnie bezsensowne, a właśnie z tym mieliśmy tutaj do czynienia. Można było zrobić to lepiej -- na przykład zrezygnować z Ewki i oprzeć całość na relacji z Kasią. Zabieg z wywróceniem fabuły do góry nogami może i sprawdził się w ksiażce (ale nie, nie sprawdził się, bo część z Ewką nie umywała się do części pierwszej), ale w filmie już niekoniecznie. Poza tym nie wiem, czy orientowałbym się we wszystkich zdarzeniach, gdyby nie wcześniejsza lektura powieści, nie wiem czy nie został tu popełniony typowy grzech _polskich_ ekranizacji -- założenie (może nawet nieuświadomione), że widz zna książkę...