Pierwsza scena zapowiada dobre, męskie kino. Później jest już tylko gorzej. Na początek ściągnięta z wielu filmów (np. z Parszywej dwunastki) scena werbowania drużyny do akcji. Ale w tym przypadku drużynę znamy już z pierwszej sceny i nie wiem dlaczego po 5 latach wszyscy jej członkowie decydują się na powrót pod rozkazy złego komandira (werbowanie trwa za długo, nudy, nudy...). W misji uczestniczy też doktor, specjalista od wirusów i poszukiwania antidotum nie nie. Niestety nie wiem dlaczego nie bierze ze sobą sprzętu, który pomógłoby mu znaleźć szczepionkę na wirusa. W momencie zagrożenia postanawia popełnić samobójstwo. Zaraz za nim, identyczną drogę, wybierają członkowie załogi. Dla pewności uruchamiają mechanizm autodestrukcji bazy i niszczą komputer żeby nie można było zmienić zdania. Porównywano ten film wcześniej do Obcego (że niby klimat), mi bardziej przypomina "The Thing" Johna Carpentera ale nie dorównuje mu nawet w 20% jeśli chodzi o akcję i napięcie. Nie mogę uwierzyć w autentyczność sceny, w której kompani z drużyny zabijają siebie nawzajem, bo podobno za kilka godzin zbzikują z powodu złego wirusa. To zachowanie dziwne dla samobójcy doktorka i jeszcze dziwniejsze dla zabijaków żołnierzy. Wśród nich jest para pedałów i trójkącik (2 panów i pani). Film jest przekombinowany na maksa. Kompani losują pary spośród siebie żeby wybić się nawzajem zanim wirus zacznie psuć im głowy. Moim zdaniem ten wirus nie miałby co robić w ich mózgach, bo były zepsute już wcześniej. W tym przypadku wirus żerujący na komórkach mózgowych umarłby z głodu. Szczególnie ciekawy jest pomysł pojedynku pary pedałów. Tak się kochają, że umierają razem. Bzdura. Film przewidywalny do bólu. Czy dobre kino rosyjskie istnieje? Tak. Ale nie w tym filmie.