tytuł posta zdecydowanie przewrotny, byłem w kinie na tym "arcydziele", i .. o mało nie usnąłem. Ni to komedia, ni horror, ni niewiadomo co. Wszem i wobec głosi się że to film co najmniej wybitny, a ja coraz bardziej przekonuję się że Oskary to obecnie nieporozumienie. Najlepsza analogia do tego filmu to pamiętam jak kiedyś zachwycano się pewnym obrazem, jaki to wybitny artysta musiał ten obraz namalować, dopiero po jakimś czasie okazało się że to jakaś "artystyczna małpa" go namalowała. Ktoś mógłby mi pewnie zarzucić że się nie znam , że teraz są inne czasy, tak żyję zatem w ciekawych czasach. To już nie te czasy gdzie filmy można było oglądać latami i ciągle do nich wracać, teraz jest to co najwyżej jednorazowa "satysfakcja". Cóż żyjemy w plastikowym świecie, to już nawet nie porcelana, nie drewno, nawet nie szkło, tylko plastik dookoła.