obserwujemy dwie rodziny: jedną ze społecznych dołów oraz jedną familię bogaczy. O dziwo, biedacy prezentują się jako życiowi spryciarze, zaś bogacze - jako arcynaiwniacy. Widz zadaje sobie pytanie: "jak to możliwe? dlaczego zatem ci sprytni jeszcze nie zajęli miejsca na górze społecznej hierarchii zaś rodzina bogaczy przez swoją głupotę nie spadła na dno?"
Przez pewien czas rodzina biedna z sukcesem realizuje chytry plan wzbogacenia się kosztem posiadaczy i wydaje się, że cała reszta będzie przewidywalna i nudna. Ale oto następuje zaskakująca scenariuszowa przewrotka i robi się znów ciekawiej.
Konstrukcja filmu robi wrażenie wielkiej metafory i w swej karykaturalności jest cokolwiek odrealniona. Niektóre sceny absolutnie nieprawdopodobne. Na przykład ta, w której intruzi chowają się pod niskim stołem w salonie, zaś gospodarze rozkładają się na kanapie i nawet uprawiają tam seks . . . i nie raczą dostrzec, że nie są sami. Albo to ugotowanie dotychczas sobie nieznanej, smacznej potrawy w zaledwie osiem minut . . .
Pokrewieństwo stylu z krwawymi filmami Quentina Tarantino aż nadto widoczne.
Jeśli odrzucić wymóg realizmu i życiowego prawdopodobieństwa - naprawdę świetne kino.