Wczorajszy seans bardzo mnie poruszył i w myślach długo jeszcze przeżywałem ten film. Jest to, według mnie, bardzo świeże podjęcie tematu bogaci-biedni a tytuł jest prowokujący (do myślenia). Każdemu, kto zarzuca mu zbytnie epatowanie szokiem i zaskoczeniem, czy 'amerykańskość', odpowiem, że przy podjęciu tak trudnego tematu jest to tylko zaleta - pomaga wciągnąć się w fabułę i wzmacnia przesłanie. A moim zdaniem przesłanie jest następujące - każde bogactwo jest ufundowane na pracy biednych, każdy luksus i zbytek istnieje dlatego, że wytwarzają go rzesze biedaków i prawie każdy materialny sukces ma u swych korzeni wyzysk i wykorzystywanie warstw upośledzonych. Ten film jest wręcz krzykiem. Tak wiem - bogaci wydają się w "Parasite" bardziej kulturalni, ludzcy, a biedni są psychopatyczni; to jednak nie wyklucza chorobliwego charakteru systemu, w którym żyją. Dla mnie genialna była scena, kiedy siedząca w willi pod nieobecność 'panów' biedna, psychopatyczna rodzinka rozmawia o nich i matka zapewnia, że gdyby była tak bogata, stała by się tak samo miła i kulturalna, jak pani domu... Rewelacyjny film, łączący refleksję nad społeczeństwem z wciągającą fabułą i dobrym aktorstwem. Mało kto zwraca uwagę na muzykę, która świetnie towarzyszyła akcji i jest dziełem sztuki sama w sobie.