sportowa twarz i wyraziste rysy, wyraziste zęby, wyraziste ręce, cały wyrazisty.
zawsze suchy, zawsze czysty, zawsze pewny, schludny, syty.
okulary, marynarka krawat.
wyrafinowany smakosz.
czyste zawodowstwo.
wyobraźnia połączona z dokładnością.
w myśleniu matematyczny.
politycznienie niepoprawny.
ceniony i lubiany zwłaszcza przez górali.
i tak dalej, i tak dalej..
nie chciałbym być złośliwy, ale na tym festiwalu naprawdę ujawniano przekroczki zbyt osobliwe, by móc przyjąć tak konwencjonalny obiekt muzealny zgoła bezkrytycznie.
***
w teorii ekonomii istnieje pono zjawisko tak zwanego relatywizmu wartości. z grubsza wziąwszy:
szklanka wody sprzedawana na pustyni będzie towarem pożądanym.
ta sama szklanka wody sprzedawana na terenie nawodnionym będzie towarem zbędnym.
tak samo jest z tym filmem.
takiego filmu nie powinno się posyłać na festiwale, bo tam - w zalewie wspaniałości - marginalizuje się i ginie, wypchnięty, poza horyzontem zdarzeń.
***
sam wykład jako wykład pierwszorzędny oczywiście - od strony merytorycznej, w swojej kategorii monologu podzielonego na głosy, strawny dla babci, dla wnuczka, dla wszystkich.
woronowicz na lektorce trochę zaburza mi przekaz - po nocnym maratonie polskiego Biura na comedy central głos obywatela wasiaka otula i przykleja mi się do wszystkiego, lajk do wszystkiego, czyniąc wszystko żartem.
(już się nie uwolnię)
szkoda, że tego pranka z ufikcyjnionym bratem bliźniakiem nie podrążono trochę dłużej, w sumie nie drążono go wcale.
(przyczyny przebieranek - najprawdopodobniej - były natury libidalnej)
ostrej amunicji na planie z dziewońskim też nie pociągnięto wcale, lajk w ogóle.
(ale pan william baldwin będzie mógł przespać spokojnie noc przynajmniej)
(żartowałem, alec)
zastanawiające, że jedyną osobą wskazującą tu na pokrewne czechom przymrużanie (trzeciego) oka nie jest żaden krytyk, jeno adam michnik.
(no comments)
fajnie, że pan roman polański trzyma się tak dobrze.
(może ktoś wie, jakie płatki śniadaniowe zjada na śniadanie?)
szczere życzenia prosto z serca stu lat zdrowia w chorobie dla pana tadeusza, którego kocham od dziecka.
(i wielkie dzięxy za tę xiążkę o Cannes, znakomitą tak jak wszystko co pan pisze!)
dzięxy za gadające głowy i gestykulujące ramiona przyspawane do tułowia.
dzięxy za epokowe archiwalia i fragmenty z munka.
i tak dalej, i tak dalej..
kończę, bo gdzieś trzeba.
nic się nie dzieje,
żadność się udziela,
zużyte wszystko i nikłe,
nie ma o czym pisać.
zahaczyć się też nie ma gdzie,
gdyby chociaż mucha zjawiła się,
ale nie.