(z elementami wyższej - "Ą" - że tak nazwę według tylko mojej skali) - choć jest w nim coś trudnego do osiągnięcia przez wielu twórców europejskich, jakiś posmak rasowego stylu: tak zwani "źli" rzeczywiście tchną ohydą, mają należyte mordy, babki przyciągają wzrok, a gra aktorska dość dobra - nawet nie narusza jej znacząco histeria typowa dla filmów klasy "B" czy wtórność scenariusza. W miarę upływu tego życia jakoś łagodnieję widząc podobne "dzieła"; w końcu bywamy zmęczeni pracą i trudnościami w życiu, więc potrzebujemy czasem łatwego poprawienia sobie samopoczucia oraz prostoty przekazu. ( A może jednak nie doprowadzać się aż do takiego stanu i... zmienić pracę?)