Jeden z filmów, które oglądałem po raz pierwszy około 30 lat temu, zachwyciłem się i po raz n-ty oglądam na kolanach. Męski, poruszający, plastyczny i z przepiękną muzyką.
Najpiękniejsza scena - śmierć starca na rekach kobiety, a w tle Knocking to heavens door w wykonaniu Dylana, wiecie co to dla starego hippiesa? 10/10 choćby za tę piękną chwilę...