Pat Garrett i Billy Kid

Pat Garrett & Billy the Kid
1973
7,6 9,8 tys. ocen
7,6 10 1 9764
7,9 23 krytyków
Pat Garrett i Billy Kid
powrót do forum filmu Pat Garrett i Billy Kid

Film przybiera konstrukcję tragedii greckiej. U jego podstawy leży mit – Europejczykowi może mniej znany, ale dla Amerykanina czytelny: dzieje heroicznych zmagań dwóch rewolwerowców, za czasów potężnego ranczera Chisuma. Zakończenie tej historii znamy z góry. Reżyser podaje je zresztą w świetnej scenie otwierającej film. Teraz pozostaje mu tylko przeprowadzić konflikt racji tak, by doprowadzić do historycznie udokumentowanego efektu. Owe racje także są wyraźnie wyartykułowane: Kid to przeszłość Dzikiego Zachodu, czas wolności, radości i nieskrępowania. Pat to zaprowadzany porządek, twarde prawo, które pozwala wyjść w przyszłość... W tym konflikcie więcej racji zdaje się mieć Kid. I dlatego, tak jak w tragedii, przegrywa. Pat przejawia więcej okrucieństwa, wściekłej determinacji, która moim zdaniem wynika z tego, że doskonale wie, iż nie podejmuje pogoni za bandytą, lecz angażuje się w konflikt wartości.
Może to on podrzuca Kidowi rewolwer, by przynajmniej na początku gry wyrównać szanse?...

Mimo, że ów konflikt rzeczywiście porywa, moim zdaniem film przejawia jeszcze więcej wartości. Odznacza się niepospolitą biegłością techniczną. Składa się właściwie z nieco poszarpanego ciągu bardzo efektownych epizodów. Te wspaniałe twarde gadki, te niesamowite, naturalistyczne strzelaniny! Piękne zdjęcia i ciekawa galeria drugoplanowych postaci...
Prócz tego, „Pat Garrett i Billy Kid” wydaje mi się jednym z najbardziej „współczesnych” westernów. Postacie mają świadomość współczesnego człowieka. Skonstruowany przez Peckinpaha konflikt wartości daje się nałożyć na czasy, w których film powstał, gdy idealistyczną kontestację lat 60. zaczyna wypierać postawa bardziej praktyczna, by nie rzec cyniczna. Tłumaczy to także zaproszenie do filmu Boba Dylana – ikony kontestacji. Staje się on milczącym towarzyszem Kida i jego mścicielem. Jego wspaniała muzyka wydaje się, początkowo nie pasować do filmu, ale pełni w nim niezwykle istotną rolę współtworząc dystans i luz, który zaplanował reżyser...

Dystans, nieschematyczne postacie, brutalne, naturalistyczne efekty... To wszystko było już w „Dzikiej bandzie”, a wcześniej u Sergia Leone. Jednak „Pat Garret i Billy Kid” ma bardziej poetycką budowę. Jego głęboka świadomość upływu czasu i zamierania westernu jako gatunku oraz chęć wypowiedzenia się w sprawach współczesnych i uniwersalnych stawia go moim zdaniem najwyżej wśród westernów Peckinpaha.
To w ogóle wspaniały, poruszający film.
Zachęcam!

“Mama, take this badge off of me...”

Woyciesz

Bardzon dobra receznja. Film tez bardzo dobry, aczkolwiek ja za większe arcydzieło uważam Dziką bandę.

użytkownik usunięty
Woyciesz

Szacunek.

Rzadko kto na filmweb.pl pisze z głową.

ocenił(a) film na 8
Woyciesz

Jaka tam tragedia grecka, człowieku! Ten film nie ma z nią nic wspólnego. A poza tym "Dzika banda" lepsza :-P

ocenił(a) film na 10
Woyciesz

Recenzja bardzo dobra. Nie zgadzamy się jednak w 2 kwestiach.
Mianowicie - dla mnie muzyka Boba pasuje świetnie do filmu i jest zarazem jego jednym z największych atutów (może wynika to z tego że ścieżkę dźwiękową poznałem wcześniej).
Po drugie zaś - myślę, że zbyt surowo oceniasz Garretta. Zmaga On się do samego końca ze swoim sumieniem. Wie jednak że nie ma powrotu do dawnych czasów. Musi zdecydować - On lub Billy. Zauważ, że prosi Billego na początku by wyjechał. Ma nadzieję, że nie będzie musiał stoczyć tej bratobójczej walki.

Poza tym zgadzam się, że jest to zdecydowanie najlepsze dzieło Peckinpaha. Wspominana tu dzika banda to bardziej western w starym stylu. Oczywiście nie mam tu na myśli "krwawej" konwencji. Jest to jednak bardziej akcja, aniżeli dramat. Role, niczym w filmach np. z Johnem Waynem, są jaśniej podzielone. W Pat Garret i Billy Kid jest coś więcej niż tylko western. Poza tym w każdym niemalże geście Pata i Billego czuje się niemalże namacalne emocje. Wystarczy ich jedno spojrzenie sobie w oczy, a wie się o ich relacjach wszystko, nie trzeba nic dopowiadać. Świetne role Coburna i Kristoffersona.

Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych filmów w historii.

ocenił(a) film na 8
Woyciesz

Swoją opinia podpiszę się tutaj...(oglądałem wersję zremasterowaną w 2005 roku).


Brutalny z jednej, melancholijny z drugiej, western “Krwawego Sama. Opowieść o długiej wędrówce, która ma zakończyć starą przyjaźń jednym strzałem urzeka, choć musze niestety przyznać, że niekoniecznie całością. Ta bowiem, jest momentami przesadnie przegadana (nic nie wnoszące dialogi).

Diabeł jednak tkwi w szczegółach i przepięknych scenach składających się na całość. Końcowy strzał w Kida (teraz chyba wiem skąd czerpał natchnienie Andrew Dominik kręcąc „Zabójstwo Jesse’ego Jamesa..”), strzała Garretta w wodę przed przepływającą barką, czy mistrzowska scena konfrontacji, gdzie w tle słyszymy „Knockin’ on the Heavens Door”, w której umierający szeryf odchodzi w dal (najlepsza scena w filmie !!).

Poraża też coś co widziałem ostatnio we wspomnianym „Zabójstwie…” – amerykański mit bohatera wyjętego spod prawa. Abstrahując od tego, że w filmach Peckinpaha trudno o jednoznaczny podział na dobro i zło - Zło w postaci bandyty Kida jest tu szanowane. Ludzie nie schodzą mu z drogi, dają mu konia, by uciekł, kłaniają mu się na powitanie. Dobro, które reprezentuje Garrett budzi postrach, wręcz antypatię. W końcowych scenach mały chłopiec rzuca w niego kamieniami, Pat odjeżdża z uczuciem porażki, bez braw na pożegnanie, bez fanfarów, bez uznania. Wszyscy szukają w świecie bohaterów, często w tych, którzy herosami nie są. Od zawsze jednak powtarzam – „Po co nam cholerni bohaterowie? Uwierzmy w siebie!!”.


Moja ocena - 8/10
GRIFTER POLECA !!