.W porównaniu do Dzikiej bandy bardzo spokojny, bardziej balladowy jesli można użyć takiego słowa. Peckinpah po raz kolejny opowiada o przyjaźni jednak tym razem o jej rozpadzie. Garrett obecnie szeryf niezbyt lubiany przez ludzi wręcz uważany za zdrajcę pamiętający że do niedawna stał po drugiej stronie barykady i Kid trochę psychopata trochę romantyk mający za sobą "lud" oboje jednak wiedzą że ich następne spotkanie będzie ostatnim. Peckinpah tutaj chyba najbardziej pokazał swoją duszę niepoprawnego romantyka bo niektóre sceny wręcz stylizuje na takie by wycisnąć z nich tyle liryzmu ile się da choćby. w jednej scenie w której sam zagrał i symbolicznie odmówił gorzały Coburnowi od której "krwawy moralista" był mocno uzależniony. Obraz ten to jedno z największych dokonań Sama choć stawiam je niżej niż Dziką bandę i Nędzne psy. 9/10.
Masz rację, że spokojny. Ale chyba w wymowie straszniejszy od "Dzikiej bandy". Na końcu Pat zabija też razem z przyjacielem w swoim rozumieniu siebie. Swoje wspomnienia; przyjażń, wolność, młodość. Największe wrażenie robi na mnie scena, kiedy strzela do swojego odbicia w lustrze i potem siedzi bez ruchu na werandzie. I wspaniała gra aktorów. No i muzyka Dylana. Bez niej ten film wiele by stracił. Mam ten film w wersji bez śmierci Garretta, ale wiem, że zginął podobnie jak Kid. Tylko że nikt nie wie kto go zabił.