Mnie bardzo zdziwiło to zakończenie (nie będę zdradzał), ale spodziewałem się bardziej rozbudowanej końcówki, a tu pyk i już.
I to jest na swój sposób właśnie genialne, bo pokazuje ulotność życia i jak w jednej sekundzie może się wszystko obrócić w proch i tak dalej, bla, bla, bla...
Nic nie napiszę więcej, ale ogólnie GENIUSZ.
Nie tylko to jest ciekawe, mnie poruszyło zachowanie dziecka. Tak to już jest, że źli jak Billy the Kid są pamiętani przez wieki, a dobrzy odchodzą w zapomnieniu. Zresztą... kto właściwie jest dobry? Pat, Billy, Alias? U Sama Peckinpaha nie ma podziału na postacie pozytywne i negatywne - i to jest najlepsze w jego filmach.