Prolog filmu przedstawia historię mitycznej Wojowniczki, zgwałconej przez jednego ze swoich braci i porzuconej potem na bezludnej wyspie, gdzie staje się symbol kobiecej siły. Następnie fabuła przenosi widza w teraźniejszość, gdzie młoda Viki z wyspy Rotuma musi mierzyć się z przeciwnościami losu, które spotykają ją na wyspie. Pochodzi z biednej rodziny, pogardzanej, a kropla w czarze goryczy okazuje się niesłuszne oskarżenie jej ojca o kradzież kokosów. Postanawia ona walczyć z nieprzychylnym systemem.
Ciekawy film głównie od strony kulturalnej. Reżyser pochodzący z Rotumy wiernie oddaje koloryt i obyczajowość mieszkańców. Mamy tutaj sporo scen z życia codziennego, lokalnych konfliktu. Całości dopełniają ładne zdjęcia Oceanii. Sam film jest dość sztampowy, co zrozumiałe, ale widać w nim pasję i chęć przedstawienia swojej społeczności. Niepotrzebny trochę w mojej ocenie wątek nadprzyrodzony, który z dramatu tworzy lekki camp. Poza tym, jest poprawnie, nie męcząco, ale na kolana nie powala. Warto na pewno zapoznać się z uwagi, że jest to produkcja w 100% pochodząca z Fiji.
Pełna zgoda w kwestii oceny zalet i wad filmu. Faktycznie to oryginalna, klimatyczna produkcja z Fidżi, konkretniej z autonomicznej Rotumy (skąd pochodzi też autor), której jednak prawdopodobnie bliżej kulturowo do innych państw kontynentu. Region ten jest dość mocno oddalony od głównych wysp Fidżi i cechuje się sporą odmiennością, chociażby języka. Jego mieszkańcy to przede wszystkim Polinezyjczycy, natomiast pozostałe wyspy kraju zamieszkiwane są przez Fidżyjczyków i Hindusów. Tak w formie uzupełnienia, którą kulturę film właściwie przedstawia :)