Czytając wypowiedzi ludzi, którzy krytykują film za "dłużyzny" i "niepotrzebne sceny" zastanawiam się czy kiedykolwiek wcześniej oglądali Tarantino albo czy kiedykolwiek oglądali cokolwiek Tarantino poza "Pulp Fiction". "Nienawistna ósemka" to tak naprawdę film "przegadany". Mało tam konkretnej akcji - więcej dialogów. Albo "Grindhouse death proof". Jest tam taka scena gdy główne bohaterki siedzą w barze i po prostu rozmawiają. To trwa z 10 minut i mnie na przykład nie przypadło do gustu. Ale wiem że to jest właśnie styl Tarantino i nie zamierzam narzekać że w najnowszym jego filmie coś takiego sie pojawia. Idąc na Tarantino wiem czego się po nim spodziewać i nie zamierzam narzekać że "czegoś było za dużo" a "coś jest bez sensu". Są pewne rzeczy które w jego filmach mi się nie podobają, ale całokształt każdego z jego fimów bardzo do mnie przemawia. Bardzo je lubię. Tarantino ma swoje znaki firmowe. Należą do nich wlaśnie te dłużyzny, czasem nie koniecznie ciekawe dialogi ale też na przykład hektolitry krwi wypływające z ginacych na ekranie bohaterów. Taki jest Tarantono!
Chciałbym się też odnieść do opinii ludzi, którzy twierdzą że wykorzystał tragiczną historię i jeszcze zamienił ją w komedię. Czytałem gdzieś że Tarantino jest fanem twórczości Polańskiego. Ogólnie jest fanem kina, bo podobno w młodości pracował w wypożyczalni filmów i obejrzał każdy z dostępnych w niej filmów. Pewnie obejrzał w związku z tym nie tylko takie klasyki jak " Dziecko Rosemary" ale też pewnie sporo tych " spaghetti westernów" jak te pokazane w "Pewnego razu w hollywood". Uważam że Tarantino oddaje tym filmem hołd wszystkim ludziom kina. I tym znanym i popularnym, ale też tym z kina klasy "B", bo oni wszyscy pracowali i pracuja po to by sprawić przyjemność widzom. Pokazuje że bez wzgledu na to czy ktoś gra w kasowych produkcjach kinowych czy też w serialach jest równie ważną częścią machiny zwanej ogólnie "przemysłem fimowym". Udowodnił to chociażby angażując w filmie Luka Perrego. I tu wrócę do Polańskiego. Uważam że jakby przy okazji Tarantino składa pewien hołd Polańskiemu. Myśle że składająć hołd kinu uznał że pewne osoby trzeba wymienić z imienia i nazwiska bo na to zasłużyły: Polański, McQueen, Bruce Lee i inni znani w przemyśle filmowym. Pewnie Tarantino chce ich jakoś wyróżnić. A co do zakonczenia i tragicznych wydarzeń z 1969 roku. Myślę że Tarantino wykorzystuje czasem swoje filmy aby w pewien sposób "zemścić" się na zbrodniarzach. Tak jakby chciał swoim filmem pokazać co chciałby zrobić gdyby mógł cofnąć czas albo jak chciałby aby potoczyła się historia. Przecież podobnie postąpił w "Bękartach wojny". W jego wersji historii Hitler i wszyscy jego najbliźsi nazistowscy współpracownicy umierają w małym paryskim kinie podpalonym przez cudem ocalałą żydówkę. To jest trochę tak jakby chciał pokazać co by zrobił tym wszystkim złym ludziom gdyby ich dopadł. Każdy z nas czasem tak ma.
jasne, wyroznil Polanskiego tym, ze pokazal go jako bogatego bubka z Polski z piekna laska u boku, na ktora nie zasluguje i o ktora wszyscy wokol sa zazdrosni i tylko czekaja az mu sie noga podwinie i laska bedzie dostepna na rynku :) poza tym wyroznil go tym, ze pokazal go jak sobie dobrze radzi z psami , buhahaha, bo to chyba jedyna scena , gdzie Polanski sie odzywa...Bruca Lee tez wyroznil szydzac z niego....ech im wiecej czytam pochwal tzw. prawdziwych fanow Tarantino, ktorzy mysla, ze tylko oni obejrzeli wszystkie jego filmy, ze tylko oni sa na tyle inteligentni i spostrzegawczy, zeby wylapac wszystkie niuanse, ktorych reszta nie potrafi, to tym bardziej utwierdzam sie w przekonaniu, ze byc fanem Tarantino to po prostu obciach...od razu zaznaczam, ze lubie jego filmy i nie tylko Pulp Fiction, te 'przegadane' tez, musza tylko byc ciekawie przegadane.... poza tym , ten najnowszy film w ogole nie pasuje do łatki 'przegadany'...
A pamiętasz co o Polańskim mówi w filmie głowny bohater grany przez Leonardo DiCaprio? Albo Steve McQueen rozmawiający z dziewczyną podczas imprezy w willi playboya? Pewnie nie ogarnąłeś. Przecież żeby złożyć komuś hołd nie trzeba go wychwalać przez cały film. Polański nie był zbyt urodziwym młodzieńcem, wysoki też nie był ale tu nie chodzi o to jak wyglądał i ile w filmie powiedział a o to co mówią o nim w filmie inni. Trudno Ci to zrozumieć? A Bruce Lee? Scena walki z Cliffem Boothem wyszła komicznie bo widocznie tak miało być, ale czy sam fakt że w laurce dla całego kina pojawia się Bruce Lee to nie jest wyróżnienie? Film jest też hołdem dla Sergio Leone i jego kina. A jego tam nawet nie pokazali. Czy to oznacza że to nie jest hołd dla niego? To jak Polański wyglądał czy jak się zachowywał nie ma znsczenia dla wydźwięku filmu. Jako reżyser jesy przedstawiony jako jeden z najlepszych. To jest ten hołd a nie to jak w filmie wyglądał, ile mówił i z kim był w związku.
A o "przegadywaniu" pisałem w kontekście innych filmów Tarantino. I nie uważam się za znawcę jego filmów. Nie oglądałem wszystkich, ale te które oglądałem bardzo mi się podobały. Ale momentami można je było uznać za nudne i wielu tak pewnie uznało. Tylko chodzi o sam fakt że jeśli oglądało się kilka filmów Tarantino to wiadomo czego się spodziewać. I "Dawno temu w Hollywood" zupełnie nie odbiega od stylu Tarantino. To tak jakby wejść do obory i dziwić się że nie pachnie różami. Oczywiscie nie porównuję filmów Tarantino do obory-chodzi mi o pewien kontekst. To tak jakby ktoś ogladając sceny walki w domu Ricka Daltona ktoś stwierdził: "Ło Jezu jakie brutalne". Albo ogladając DiCaprio palacego hipiskę miotaczem ognia stwierdzić że "to trochę niewiarygodne". Dla takich osób mam pytanie: "Czego się spodziewałeś po Tarantino?"