Zniechęcony powszechną opinią o kiepskości tej części, niewiele sobie po filmie obiecywałem. A okazuje się, że nie jest z nim tak źle. Klimat jest tu taki sam, jak w poprzednich częściach, mimo że nie ma tu na szczęście kolejnego obozu i nastolatków na wakacjach (za to jest dom wariatów dla nastolatów z problemami). Body count jest tu całkiem spory, a ofiary są uśmiercane na różne sposoby, ale film ma jedną ogromną wadę: brak w nim gore. Nawet ofiary po fakcie są pokazywane w sekundowych migawkach, żeby tylko widza specjalnie nie zgorszyć. Takie podejście do slashera to totalne nieporozumienie.
PS. A nowy Jason mi wcale nie przeszkadzał. Choć to chyba dobrze, że w kolejnej części zrezygnowali z tego pomysłu.