Piątek 13 był pewnego rodzaju przełomem w slasherach, niestety, niedobrym przełomem. Jego główna zasługa to sprowadzenie slashera na poziom taniej rozrywki, który to gatunek zaczynał od dzieł, które były autentyczną sztuką. Postacie w arcydziełach Tobe'a Hoopera i Johna Carpentera nie były tylko pretekstem by je pozabijać. Jamie Lee Curtis a nawet jej koleżanki nie były kartonowymi durniami a raczej żywymi ludźmi.
Bohaterowie Teksańskiej masakry... też były inne choć nikt nie był tak wyrazisty jak bohaterka Curtis czy Loomis. Za to zyskiwały na znaczeniu na analogii męskiej części z ich odpowiednikami z kanibalistycznej rodzinki co czyniło film fascynującym.
Tutaj nic nie ma, nie ma czego interpretować, nie ma drugiego dna a Jason nie jest symbolicznym czymś czym był Michael Myers dzięki czemu Halloween był wyjątkowym dziełem, jest tylko rzeź. Co, przyznam, potrafi dać uciechę jeśli chce się wyłączyć mózg i zwyczajnie dobrze się bawić. W tej kategorii Piątek 13 się sprawdza.
Fala ta wywołana efektem Piątku była długa i trzeba było Krzyku by ludzkie postacie znowu były kimś na kogo warto zwrócić uwagę.