Nie będę pisał krok po kroku, jednak widzę sporo wątpliwości, co do niektórych scen, czasem też dostrzegam, że nie udaje się wszystkiego złożyć do kupy, więc oto kilka wskazówek ode mnie:
- sceny z samego początku, tj zbierająca się do wyjazdu na rejs Jess wraz ze swoim synem:
Mamy tutaj głównie migawki, np. dzwonek do drzwi, nasza bohaterka wychodzi, ale nikogo nie zastaje. Zadaje pytanie sąsiadowi, czy widział kogoś pod drzwiami, a ten odpowiada, że nie.
To już symbolizuje, że coś jest nie tak. Scena kojarząca się z Lost Highway, gdzie jak się okazuje pod koniec także to główny bohater dzwoni do siebie. Tyle, że w tym przypadku chodzi o coś innego. Jak widzimy na końcu Jesse zabija się, czy właściwie swoje ego, czy też jak kto woli Jesse po śmierci zabija tę prawdziwą. Myślę, że obrazuje to zrozumienie swoich błędów, już wtedy Jesse zaczęła rozumieć, że jest złą matką i przydałoby się to jakoś naprawić.
Rozlana farba, plamy na sukience - to krew, wiążąca się ze śmiercią, zabójstwem, jeszcze w połączeniu ze sceną ze statkiem, mamy obraz tego, co stanie się w niedalekiej przyszłości, czy raczej tego, co zdarzy się we śnie po śmierci Jesse, podczas jej syzyfowych prac. Ścieranie farby symoblizuje próbę zacierania swoich grzeszków, błędów.
Gdy Jesse jest już na pokładzie - nieufność ze strony kompanów z rejsu; słusznie zauważa nieścisłość w wypowiedziach i niepewność Victor. Jesse wydaje się też ewidentnie podejrzana dla Sally. To tak naprawdę odczucia Jesse, wiążą się też tym, co wydarzyło się jeszcze chwilę wcześniej (gdy żyła)
Sen, a właściwie koszmar podczas drzemki na pokładzie - myślę, że to jest moment w którym zaczyna się cała akcja. Moment w którym Jesse postanawia, że oficjalnie musi zacząć działać. Albo po prostu została narzucona na nią odgórnie syzyfowa praca. Stąd też owy sztorm, a potem prom na którym wszystkich wyzabija.
Aeolus - czyli nazwa statku, jak słyszymy z informacji, która znajduje się na statku, jest to ojciec Syzyfa. To wiąże się z cyklem, który odbywać będzie od tego momentu Jesse, jest to także odniesienie do nagłych zmian warunków atmosferycznych, bowiem w mitologii greckiej Aeolus to władca wiatrów.
Jesse próbuje się odkupić:
Krzyki z lustra i napisy na kartce - jak wejdą, zabij ich wszystkich! To jest w jej głowie. Wiąże się to ściśle z syzyfową pracą, ale nie tylko. Skąd tak naprawdę pomysł o zabójstwie? Bardzo prosto - to przecież oni zabrali jej ukochanego syna (co niejednokrotnie jest okazywane na różny sposób), gdyby nie ten rejs, gdyby nie trzeba się było nań spieszyć, nie byłoby tego całego wypadku, dziecko przeżyłoby, ona też. Jest to więc forma zemsty za zabranie jej tego, co najważniejsze.
Pojedynki Jesse kontra Jesse w masce - to też istotny element syzyfowej pracy. Ta w masce celuje w zwykłą Jesse, która właśnie przypłynęła z jachtu, ale gdy już odpala, to ta druga robi w ostatniej chwili unik. Przecież ta nie mogłaby zginąć, bo teraz ona będzie wykonywać syzyfową pracę. I wobec tego, zawsze nowa Jesse wygrywa. W końcu same za siebie mówią słowa "mam syna", a przecież nikt nie zrozumie tak doskonale Jesse jak sama Jesse. Przecież ona musi pomścić śmierć swojego syna. No, i oczywiście Jesse w masce sama podkreśla "to nie ja" - myślę, że jest to forma alegorii - tak jak się w mówi w języku potocznym - często nosimy maski, udając kogoś, zachowując się inaczej. Tak jest również w przypadku tej barwnej postaci. Ona cały czas uważa, że nikogo nie zabiła, a np. scena w teatrze, gdy celuje do Grega pokazuje, że jeszcze przed samym czynem próbuje się usprawiedliwiać.
Ciała Sally porozrzucane po całym promie - pokazuje to, że tak mniej więcej będzie wyglądać praca Jesse. Tak dużo ma jeszcze do zrobienia, tyle razy będzie musiała jeszcze zamordować, w końcu to syzyfowa praca.
Teatr - tutaj nie jestem do końca pewny, myślę, że jest to uosobienie przedstawienia, bo to tutaj dochodzi do rzezi ze strony Jesse, tutaj realizuje swoją pracę/swoje przedstawienie
"Nie rozumiesz, ze to jest tylko w Twojej głowie? Statki nie pojawiają się znikąd, mają kapitana... chociaż w Twoim świecie może nie mają" - bardzo ważne, jedno z najważniejszych haseł kluczy. Dodaje ono możliwości kolejnych interpretacji. Oczywiście jednoznacznie pokazuje, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, a jest wymysłem/wyobraźnią/snem głownej bohaterki. Ona jest kapitanem tego statku, który pojawił się po śmierci jej i syna. Może jednak jest coś w tym więcej? Może ma to za zadanie przedstawić widzowi, że Jesse miała ewidentne problemy psychiczne? Jest to bardzo prawdopodobne, zwłaszcza że jak ona to powiedziała "mój świat to czekanie pod szkołą, aż przyjdzie po niego mama". A jak widzimy dalej ewidentnie nie może poradzić sobie z chorym dzieckiem, w dodatku jest samotną matką i jej życie ogranicza się właśnie do tego problemu. W takiej monotonii ewidentnie można zbłądzić. Pojawia się tutaj pytanie, czy owa scena z dzwonkiem także tego nie pokazuje, może reżyser chciał po prostu wyrazić, że takie zachowanie to tylko rojenia zmęconej życiem kobiety?
Wisiorki z wizerunkiem syna - to oczywiście także głowa bohaterki. Syn jest dla niej najważniejszy, jest całym życiem, w każdej chwili może jej się znów przypomnieć
Ciągłe podkreślanie "Nie oszalałam". "To nie byłam ja" - tutaj również można odebrać to dwuznacznie. Z jednej strony to nie jest ona, bo przecież prawdziwa Jesse to ta, która wykonuje syzyfową pracę. Z drugiej strony coraz bardziej jednak zarysowuje się tutaj wątek czysto psychologiczny - wspominałem o tym wcześniej: Jesse żyła w monotonii, była samotną matką wychowującą autystyczne dziecko, to doprowadziło ją do obłędu. Niechęć do przyjęcia winy za śmierć członków załogi na swoje barki wiąże się też z niechęcią do przyjęcia na swoje barki śmierci syna.
Słowa "Nikomu nie ufajcie. Jak się zbliży strzelajcie" - wypowiedziane do Downeya i Sally. Raczej jest to realizacja syzyfowej pracy, w końcu wykonując ją, nie można na nkim polegać, jest sie zdanym wyłącznie na siebie.
Zatrzymany czas 8:17 - to godzina o której zginęła Jesse - od tego momentu wszystko dzieje się już tylko w jej głowie.
Krew na twarzy Jesse - to przypominanie o tym, że zginęła w wypadku, może także chwile wątpliwości, że wszystko co wykonuje, robi nadaremnie.
Pobudka w wodzie i na piasku: To kolejna i ostatnia już właściwie część. Jesse zrealizowała swoją misję, wykonała syzyfową pracę. Może więc teraz znowu ujrzeć syna. A właściwie, może ukarać siebie za bycie złą matką. O kilku elementach opowiedziałem już na początku, ponieważ można je było zauważyć też w pierwszych scenach.
Zabójstwo starej Jesse: Głównym punktem jest jednak to, że nasza bohaterka zabija samą siebie. Wydaje się więc, że powinno już być po wszystkim, ale de facto to niewiele zmienia. Sama zapewnia syna, że "nie da się wyprowadzić z równowagi, nie będzie popełniała błędów". Jednak jak mówi dalej: "Kobieta, która Cię krzywdziła, to nie mamusia, tu jest mamusia". Co pokazuje, że niczego się nie nauczyła, nadal ucieka od odpowiedzialności za dawne czyny (czy raczej czyny za życia)
Przejechany ptak i krew - to przypomnienie tego, czego Jesse dokonała, jeśli będzie uciekać od odpowiedzialności, to niczego to nie zmieni, dalej popełni te same błędy. Dziecko emanuje przerażeniem, od razu wracają bolesne wspomienia związane z mamą (a właściwie to mamie przypomina się, jak czuł się Tom za życia). Chcąc wyrzucić do wody ciało ptaka, zauważa, że leży tutaj całe multum ciał innych ptaków - to dowód, że syzyfowa praca się jeszcze nie skończyła.
Wypadek i koniec żywota - obserwujemy to, co tak naprawdę stało się na początku w pierwszych minutach filmu, mniej więcej wtedy kiedy nasza bohaterka poruszała się samochodem z synem wzdłuż wybrzeża. Na ulicy leży bowiem zakrwawiona Jesse.
Jest to jednak właśnie ta Jesse z samego początku - zła matka ubrana w sukienkę.
Jesse w szortach stoi bowiem, zupełnie niedraśnięta (bo w końcu jest duchem, więc nie może się jej nie stać).
Taksówkarz - możliwe, że symbolizuje śmierć, jak to wiele osób interpretuje, ja jednak myślę, że to bardziej strażnik porządku, selekcjonuje dusze, które mają trafić do czyśćca, piekła albo nieba. Myślę, że w momencie po zderzeniu cofamy się w czasie, Jesse w szortach nie rozpoczyna kolejnej tej samej misji, to się dzieje bezpośrednio po śmierci, ona wybiera, że musi udać się na rejs. Tam zabije wszystkich przez których (jak oczywiście uważa ona), jej syn nie żyje. Będzie to jednak syzyfowa praca, będzie ona bowiem cierpieć za krzywdę wyrządzoną synowi. Pytanie tylko czy dobrowolnie, czy zostało to zaplanowane odgórnie - kwestia interpretacji, myślę, że też związany z ukierunkowaniem światopoglądu.
To by było na tyle, jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, jeśli istotne kwestie pominąłem, chętnie się ustosunkuje.
oczywiście przepraszam też za niepoprawnie pisane "Jesse" zamiast właściwego "Jess", wcześniej jakoś nie zetknąłem się z tym imieniem i nie zwróciłem uwagi na ten detal.
Oczywiście można snuć różne interpretacje. Ten film to swoiste zwierciadło przeciwstawnych uczuć. Jednocześnie sroga wyrocznia dokonywanych wyborów. Można to interpretować w ten sposób: Jess siała strach i złość, więc tylko tymi atrybutami może się teraz w tej moralnej "kaźni" posługiwać. To złe uczucia ją doprowadziły do takiego stanu rzeczy, więc może się tylko nimi teraz posługiwać, nie zna przecież innych, nie posługiwała się nimi. Jak powiedziałem - zwierciadło, lustro odbijające tylko to co jest. Stąd ta syzyfowa praca, nikt tak naprawdę jej tego nie narzuca, sama sobie zgotowała ten los. Ludzie sami sobie szykują piekło dla siebie ( znamy to - dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane )... I będąc już w nim, nawet jak sobie zdadzą sprawę że złą jest droga, którą obrali, nie potrafią się z niej wycofać. Dokonali już bowiem wyboru za życia. Pycha - znam wyjście, uratuję ich i siebie! A nieustannie ich w kółko zabija, także siebie... To nie ona - zadufanie w sobie i egoizm. I niezależnie, w której z "postaci" Jess by się nie znalazła i tak dokona fatalnego wyboru, bo jej drogowskazy życiowe były błędne. Taksówkarz to rzeczywiście jakiś strażnik czy przewodnik. Pyta się jej czy wróci, czyli sam nie wie jednak w jaki dokładnie "wymiar" powędrowała Jess. Religijnie, można by uściślić - jest w czyśćcu i kiedyś wróci lub w piekle i nie ma co na nią czekać... Czy kiedyś więc spokornieje, dobrze postąpi i wróci, czy też odwrotnie - nie uzna swojej klęski, tylko powie - to nie ja. Uważam, że niezależnie od różnych interpretacji dokonywanych przez widza ( i oto chodzi! ), niezrozumienie filmu polega na próbie logicznego wyjaśnienia niektórych zachowań Jess. My widzimy bezsensowność jej działań, lecz ona zbiera tylko owoce swojego postępowania za życia - nie może więc racjonalnie postąpić, bo jest "zaślepiona" swoimi błędnymi przekonaniami. Zbiera to co w życiu zasiała. Nie prosi o pomoc taksówkarza - może by ją zawiózł w bezpieczne miejsce? Ale pycha jej nie pozwoli tak pomyśleć, zresztą pewnie miała za życia takie lekceważące podejście do ludzi. Czy więc błędy logiczne, podkreślające bezsensowne zachowanie Jess, tak licznie tu wychwytywane przez ludzi, są tak naprawdę błędami? A może jest dokładnie odwrotnie :) Własne sumienie jest największym sędzią człowieka, niezależnie od ukierunkowanego światopoglądu! Takie moje, wolne myśli związane z tym filmem, hihi - pozdrawiam!
Dlatego stwierdzam, że "narzucona praca", to kwestia światopoglądu. Osoba bardziej wierząca pewnie częściej zahaczy o ten wątek, tak samo jak będzie jej sprzyjała interpretacja odnośnie czyśćca (żeby stwierdzić kto jest bliżej, trzeba by spytać reżysera, czy jest wierzący, czy nie, ale też jestem zdania, że im większa mnogość interpretacji, tym lepiej dla filmu). No, ale zgadza się, ona sama sobie zgotowała los musi więc się odkupić (lub odpokutować - w zależności od światopoglądu istotne dla interpretacji są nawet pojedyncze słowa). Z pewnością został tutaj poruszany ważny aspekt psychologiczny - nawet, gdy ludzie spostrzegają swoje błędy i chcieliby je naprawić, to przędzej czy później przemówi przez nich właśnie wspomniana pycha, uczucie wyższości i nadmierna pewność siebie (może po prostu też chcą za bardzo). Tak jest tutaj w przypadku Jess, toteż wciąż powtarza swoje zadania w których powiela błędy. Co do błędnych przekonań i decyzji podjętych za życia, to też coś w tym jest. Znaczna większość tego, co obserwujemy w filmie, to przecież jej "życie" po śmierci, a więc niczego już nie da się odkręcić. Myślę, że sceny na statku można interpretować w ten sposób, że Jess widzi siebie jako wspaniałomyślną, pełną refleksu i dbającą o dobro innych przyjaciółkę, rzeczywistość jest jednak całkiem inna, a moment gdy ich zabija, to także moment w którym przypomina sobie jaka była naprawdę. I oczywiście miała lekceważące podejście do ludzi, chociażby do syna, ale i też do znajomych ze statku - w końcu gdyby było inaczej pewnie nie zabijałaby ich. Myślę, że przytoczona postawa Sally czy Victora także jest formą lustra - ona za życia lekceważyła swoich kompanów, teraz oni to robią (choć myślę, że to jest mniejszy detal). Również myślę, że ciężko w zachowaniach Jess znaleźć logikę, ale to też ściśle pokrywa się z naszymi życiowymi wyborami - przecież życie ludzkie pełne jest braku logiki, niespójności i nieco niespodziewanego eksponowania swoich wad zamiast zalet. Głównym problemem jest raczej to, że wiele osób lubi iść na łatwiznę i chcę mieć w filmach podane wszystko jak na tacy, zamiast myśleć samemu i ewnentualnie trochę pobawić się interpretacje. Zresztą wcześniej ogarniałem wiele filmów, które trzeba składać do kupy, przy takim Lynchu i jego "Zagubionej Autostradzie", czy "Mulholland Drive", "Piąty Wymiar" wydał się być dla mnie prostym filmem.
No tak, hihi - Lynch pod tym względem wymiata :) Ale są też inne produkcje, pewnie trochę gorsze, ale również warte obejrzenia i "pogłówkowania". Nie wiem czy oglądałeś "Mroczna kraina" z 2009 roku. Film ma średnią ocen 5.4, ale dla mnie bardzo dobry. Specyficzny w odbiorze oczywiście, niejednoznaczny, ale jak ktoś lubi tego typu filmy to można mu go śmiało polecić :))) Rożnego rodzaju pętle czasowe dają też wiele możliwości ciekawych interpretacji. Dla mnie takim chyba najtrudniejszym do rozwikłania jest "Primer" z 2004 roku. Przyznam, że poległem totalnie przy nim po pierwszym obejrzeniu :) Ale niewątpliwie rzuca wyzwanie! Jeśli Ty masz jakiś film tego typu do polecenia, to chętnie skorzystam:)
Średnia ocen nigdy mnie nie zraża, i tak filmweba wiele osób nie mających pojęcia o dobrym kinie, w końcu "Piąty wymiar" podobnie jak i film Lyncha, którego wcześniej nie wymieniłem, a który zrobił na mnie również spore wrażenie - "Inland Empire" nie mają najwyższych średnich, podczas gdy wiele przeciętnych produkcji ma notę powyżej 7. Zapewne obejrzę te filmy w bliskiej przyszłości, bo w sumie tą mnogością interpretacji i zapętleniami zacząłem się interesować dosyć niedawno, w sumie pod wpływem fascyncji Lynchem. Wcześniej preferowałem głównie kino zaskakujące, ale bardziej spójne. Możliwe, że widziałeś, ale przychodzi mi na myśl "Pająk" Cronenberga jest też dającą do myślenia produkcją, choć jest bardziej ukierunkowana w ten deseń co "Inni", których masz (podobnie jak ja) ocenionych na 10.