SPOILER!!!!
Zaczne może od tego ze film wciąga, mnie wciągnął bardzo. Jeszcze po zakończeniu filmu jakiś czas o nim myślałam. I wydumałam kilka niespójności. Dlaczego Tam było tyle ciał Sally a ciała Victora czy np. Grega się nie gromadziły??
Dlaczego ona po śmierci swojego dziecka jedzie jak gdyby nigdy nic na wycieczke jachtem? czy tak sie zachowują rodzice po śmierci dziecka??
Skoro ona była świadoma tego wszystkiego co się dzieje i wiedziała że to się w kółko powtarza to dlaczego nie spróbowała tego przerwać? Dlaczego w momencie gdy była w porcie nie powiedziała "nie płynę z Wami", miała wiele okazji aby postąpić wbrew schematu ale nie zrobiła tego.
Myślę że film byłby o wiele ciekawszy gdyby twórcy wyjaśnili o były przyczyną tej pętli. Tu na forum pojawiła się koncepcja o syzyfowej pracy wykonywanej za karę, za to ze była złą matką. Podoba mi się to wyjaśnienie ale nie wiadomo nawet czy jest słuszne. Wolałabym aby to było wyjaśnione a tak to zobaczyłam kawałek fajnego filmu ale na pytanie czemu tak się działo nie znam odpowiedzi przez co czuje niedosyt.
Nie jestem do końca tego pewna, ale odpowiem. W razie czego niech ktoś mnie poprawi.
Myślę, że wszystkich ciała się gromadziły, tylko nie było to pokazane.
A co do drugiego pytania - sądzę, że pojechała znowu jachtem, ponieważ była wykończona psychicznie. Wg mnie po śmierci dziecka straciła sens życia i było jej wszystko jedno...
Ciała wyrzucała za burtę (poza ciałem Sally, bo ta umierała w odosobnieniu, że tak to nazwę, wiecie o co chodzi). A popłynęła w rejs przecież tylko po to, żeby dostać kolejną szansę uratowania syna. Do momentu zapadnięcia w sen na jachcie była świadoma co ich czeka podczas rejsu, wiedziała, że to wszystko się wydarzy i chciała wykorzystać kolejną szansę na uratowanie życia dziecka. Ale po obudzeniu się ze snu straciła całą tą świadomość (dość to naciągane, przyznaję). I tak w kółko.
Zgadzam się z osobą powyżej, że ona zapomina o wszystkim po śnie. Zrozumiałam to, gdy jeszcze raz obejrzałam początek. Sama na to nie wpadłam, ale dość logiczna i z sensem wydaje się teoria, że bohaterka kręciła się w koło jak przysłowiowy Syzyf za karę. Mnie też zastanawia jak ona się zorientowała, że zabicie wszystkich jej pomoże. Bo za pierwszym razem musiała sama na to jakość wpaść.
Poza tym zastanawia mnie to, że w którymś momencie wpadła na pomysł, by stać na schodkach statku i powiedzieć swoim znajomym, by nie wchodzili na pokład, bo to jakoś zatrzyma potrzebę zabijania ich. Czemu więc nie powiedziała tego swojemu sobowtórowi o tym, bo przecież wiedziała, że tamta będzie musiała od nowa na to wpaść.
"Czemu więc nie powiedziała tego swojemu sobowtórowi o tym, bo przecież wiedziała, że tamta będzie musiała od nowa na to wpaść."
Cykl powtarzał się gdy wszyscy zginęli, po co więc miałaby cokolwiek mówić swojemu sobowtórowi jeżeli w jej odczuciu jedynym sposobem na przerwanie pętli było NAJPIERW zabicie m.in. sobowtóra, a dopiero później niedopuszczenie by jej znajomi weszli na statek.
Mam nadzieje, że dobrze rozumuję.