Naprawdę byłem optymistycznie nastawiony czekając na ten film i widząc o nim tak pozytywne opinie. Właśnie jestem świeżo po jego obejrzeniu i stwierdzam, że już dawno nie widziałem bardziej bzdurnego widowiska - o ile to "coś" w ogóle zasługuje na to miano. Spodziewałem się jakiejś, przynajmniej szczątkowej, fabuły, atmosfery narastającego strachu albo w ogóle czegokolwiek, co mogłoby mnie zadziwić i sprawić, że film nie byłby tak łatwy do zaszufladkowania. Niestety... Zawiodłem się i to totalnie. Pora na małe uzasadnienie - zacznijmy może od tego czym "Triangle" jest. Nie jest horrorem bo nie ma praktycznie żadnej sceny, która mogłaby porządnie przestraszyć. Nie jest też thrillerem bo jak już wspomniałem nie buduje zupełnie żadnego napięcia, a już w ogóle najbardziej żałosny był fakt, że już na samym początku i to bez większych poszlak można było stwierdzić, kto wszystkich eliminuje... Zero niespodzianek. I tu pojawia się kolejna sprawa - przewidywalność. Nie widziałem, żadnego wątku, który byłby w jakiś sposób innowacyjny albo mógłby mnie w jakiś sposób zaskoczyć. Następna rzecz dotyczy fabuły. OK. Jestem w stanie pojąć, że praktycznie w każdym filmie występują pewne uproszczenia na potrzeby spójności fabuły, ale nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego (SPOILER START) główna bohaterka, gdy dowiedziała się o tym, co ma zrobić nie ujawniła od razu swojej tożsamości pozostałym postaciom (a już szczególnie na scenie przy barierkach zanim wypadła ze statku zepchnięta przez samą siebie) po to by następnie biegać z zakrwawioną siekierą, mordując kogo popadnie z radosnym okrzykiem na ustach w stylu: "Nie uciekajcie! Muszę was wszystkich wytłuc, żeby was uratować!" WTF?! Gdzie tu sens? Gdzie logika? Fakt - film nawiązuje do teorii innych wymiarów, ale to nie usprawiedliwia takich potknięć. Poza tym pomyślcie - załóżmy, że lądujecie na opuszczonym statku z kumplami i nagle jakiś dziwak z workiem na głowie i strzelbą w rękach nakazuje Wam ich wszystkich wymordować. Co byście zrobili w tej sytuacji? Założę się, że na pewno nie to, co każe. W ogóle nie widzę sensownego wyjaśnienia dla postępowania pani, wokół której toczy się akcja, a momentami miałem wrażenie, że scenariusz napisał ktoś obłąkany... Skoro już o głównej bohaterce mowa - nie wiem czy Wy też mieliście takie wrażenie, ale ciągle wydawało mi się, że widzę na ekranie Hannah Montanę w wersji emo i to na prochach... o.O Miałem tylko nadzieję i wręcz trzymałem kciuki za to, żeby film uratował się w miarę sensowną końcówką i czymś, co może niekoniecznie wszystko wytłumaczy, ale da mi jakąś sugestę, coś nad czym mógłbym się zastanowić i co zostałoby mi w pamięci na dłużej. No dobra! Już nawet subtelna aluzja do tego, że cała akcja się zapętli byłaby lepsza niż katowanie tego nędznego przedstawienia do bólu i pokazywanie na siłę tego-co-się-działo-potem. Wielki minus również za kilkukrotny czarny ekran - myślałem, że to już koniec, a tu niestety (SPOILER END).
Reasumując. Zawiodłem się. Zepsułem sobie nerwy na winnych zmarnowaniu tak ciekawego i dającego pole do popisu tematu i zmarnowałem wieczór.
STANOWCZO NIE POLECAM!
dla mnie ten film to porażka,chwilami tylko trzymał w napięciu i mógł sie podobac ale po całym filmie i beznadziejnej koncówce stwierdziłem ze to porażka
ze tez chcce ci sie tyle pisac o takim przeciętnym filmie
Powiedzmy, że musiałem jakoś uzewnętrznić swoje rozczarowanie. Poza tym przynajmniej nikt nie będzie narzekał na brak uzasadnienia do mojej opinii, a jeśli zniechęci ona kogokolwiek do obejrzenia tego badziewia to już w ogólę będę miał coś w rodzaju poczucia spełnionego obowiązku :)