Ogromny zawod. Nie czytalem ksiazki wiec nie bede sie wypowiadal I ocenial jak ksiazka zostala zekranizowana, ale z tego co widzialem na ekranie moge powiedziec, ze jesli ekranizacja byla rzetelna, to ksiazka jest smiertelnie nudna.
Swiezo po projekcji moge powiedziec ze jestem zawiedziony wieloma rzeczami.
Po pierwsze gra aktorska. Nie wiem jaka byc powinna Steele, ale aktorka ktora ja zagrala pokazala sie z najgorszej strony. Nie byla ani nudna, ani wyzywajaca, ani interesujaca...byla po prostu strasznie sztuczna, bezbarwna, nie miala tzw osobowosci. Przeciez Grey zainteresowal sie nia nie dlatego ze byla bezbarwna ale ze dostrzegl w niej cos potencjalnego, cos czym sie zainteresowal. Jej interview bylo po prostu beznadziejne...nie moge zrozumiec jak to sie stalo ze on cos tam dostrzegl w niej. Strasznie malo wyrazista rola, troche przypominala mi kaktusa jakiego zagrala K.Stewart w Zmierzchu.
Rola Greya byla generalnie OK, ale nie widzialem charyzmy w tej postaci, a tego wlasnie oczekiwalem.
Druga sprawa to fatalnie zagrany romans. Dawno nie widzialem tak dennej milosci miedzy dwojgiem ludzi. Niby cos tam iskrzylo, ale nie widzialem tego z ekranu. Cos bylo nie tak.
Trzecia sprawa to sztuczna pikanteria filmu. Nie wiem jak ksiazce, wyobrazam sobie ze ksiazka byla mocna, natomiast sceny w filmie.... coz, nie oczekiwalem jakiejs perwersji na duzym ekranie, ale wyposazenie pokoju zabaw i ostateczna kara... smiech na sali. Spodziewalem sie jakiegos dramatyzmu, czegos co naprawde mocna wstrzasneloby widzem. Raz jeszcze, takich scen nie trzeba pokazywac aby moc wstrzasnac widzem. Ja po prostu sie smialem. Pikanteria na poziomie filmow Disneya. Mysle, ze Tom and Jerry byl bardziej pikantny.
Nie wspominam o scenach nagosci, bo obecnie w filmach mamy wiecej mocniejszych scen niz w tym filmie.
No i w koncu....zakonczenie filmu. Nie wiem jak ksiazka, ale filmowe zakonczenie bylo takie, jakby zabraklo pradu w kinie albo urwala sie tasma.
Wiem, ze czesto rezyser pozostawia niedokonczone zakonczenie aby widz mial o czym glowkowac.....coz, po tym filmie jestem przekonany ze kazdy w glowie mial jedyna mysl....gdzie jest wyjscie. Jak dla mnie w ostatniej scenie mialem nadzieje ze na przyklad urwie sie winda albo nastapi trzesienie ziemi...co i tak niewiele by zmienilo w mojej ocenie koncowej. Coz, takie zakonczenia sa dobre gdy film jest dobrze zagrany....tutaj po prostu nie ma nic.
Moim zdaniem, szkoda czasu na ta szmire. Dalem mocne 3/10 bo podoba mi sie generalnie postac Greya jako czlowieka uzaleznionego od sadomaso.
No i na koniec, czy ktos moze mi wytlumaczyc dlaczego 50 odcieni twarzy a nie np. 10 albo 88. Tego nie rozumiem. Z filmu tych odcieni widzialem moze 2 albo 3.
"How come?"
"I don't know. I guess they thought it sounded cool."
https://www.youtube.com/watch?v=QMI1uQBHUpA
Bo taka jest ta ksiazka.
Na początku jest kilka postaci, których potencjał w dalszej czesci w ogóle nie został wykorzystany (po prostu znikają jak tylko bohaterowie zamykają sie w apartamencie Greya).
Postać Any jest tragiczna - autorka nie ma pojęcia, jak prowadzic narracje pierwszoosobową, nie wystarczy przecież opisywać kolejnych czynności, wykonywanych w ciagu dnia (wstałam, umyłam sie, zwiazalam włosy...), zapewniać na każdym kroku ze woli sie ksiazki od ludzi, rumienic sie, przygryzac wargę i zachwycać uroda milionera. Biedna córka Dona Johnsona miała wiec poważny problem, bo jak zagrać kogos kompletnie bez twarzy i osobowości.
Ksiazka prezentuje nam takie zapierające dech w piersiach sceny jak: Ana sie budzi w jego lozku, Grey w tym czasie jest bosko piekny, Ana gotuje sniadanie w jego koszuli (pachnącej cedrem i świeżym praniem a kuchnia ja rozprasza, bo jest wielka, piekna i nie ma uchwytów w szafkach), Grey się na nia patrzy i rozprasza urodą, Ana wiąże włosy w kucyk i maluje usta pomadką, myśląc o wspaniałym wyglądzie Greya. Wreszcie milczą w samochodzie - ona jest rozproszona a on przystojny. I tak w kółko. Czasem zabawia sie jakas sztampową gadką typu "panie Grey, rozprasza mnie pan..., "panno Steele, prosze przestać przygryzac wargę bo wezmę panią tu i teraz..."
Sceny seksu są pisane na zasadzie "kopiuj/ wklej" - on za każdym razem nakazuje, aby doszła dla niego i wykrzykuje jej imie, ona rozpada sie na kawałeczki.
Końcówka w zasadzie była najlepsza - wreszcie COS sie działo, choc trwało to raptem... 2 strony.
W dalszych częściach dowiesz się, co bedzie dalej, a każda z przygód naszych uroczych nudziarzy zakończy sie po góra 5 stronach i niewiele z niej bedzie wynikało dla tego fascynującej historii, ktora ma miejsce.
Myślałam sobie po cichu, ze moze wezmą sie za te fabule i jakoś ja uzupełnia, nie wiem, pokombinuje z postaciami, dodadzą dramaturgie ale, jak widzę, trzymali sie sztywno ksiazki (James pewnie stała nad nimi z batogiem) i wyszło jak w książce.
No tak ,inni chwalą Dakotę,ale zawsze musi się znaleźć krytyk ,który jest najmądrzejszy i najlepiej by zagrał ,ale wiesz co tymi swoim komentarzem ,nie zmienisz faktu że wiekszości Dakota się podobała
przeciez wyraznie napisalem ze sa to moje spostrzezenia a nie spostrzezenia wszystkich widzow. Jak inni chwala Dakote to ich sprawa, to nie znaczy ze ja mam ja tez ja chwalic, mimo ze mi sie nie podobala jej gra.
Raz jeszcze, moja opinia nie wynika z tego ze chce byc inny niz ta wiekszosc ludzi wypowiadajaca sie pochlebnie o aktorce. Mysle, ze argumentacja moich spostrzezen jest jasna.
Najsmieszniejsze w tym wszystkim, ze zawsze sie znajdzie ktos taki kto uwaza sie za prawdziwego krytyka filmowego I krytykuje wypowiedzi I spostrzezenia innych bo ON WIE LEPIEJ niz osoba wypowiadajaca sie.
Ja tam krytykiem filmowym nie jestem, pisze prostym jezykiem to co mysle, a nie to co mysla inni