Światowym bestsellerem wśród książek, jest twórczość kobiety, która mogła by być symbolem słowa grafomania. Czytałem tylko pierwszą część w trybie "od początku do końca". Przypominało mi to zlepek fantazji erotycznych samotnej nimfomanki, która spisała swoimi zdaniami instrukcje i potencjalne wrażenia do gadżetów w SexShopie. Styl najbliższy blogów licealistek z atrybutem w postaci wibratora. Z rozkoszy tyle razy gryzła wargę i rozpadała się na co raz więcej milionów kawałeczków, że każda kolejna scena przypominała kumulację lotto. Już nawet Graham Masteron lepiej opisywał sceny sexu w swoich horrorach.
Na deser serwują nam film na podstawie tej chałtury, który zapewne zgarnie tyle pieniędzy, że Titanic czy Avatary z filmów Camerona poczują sadomasochistyczny oddech na odbycie w box officie.
Ja serdecznie gratuluję autorce sukcesu. Ale co to się porobiło ze smakiem artystycznym na dzień dzisiejszy na całym świecie...