Nie jesteś sama, jest wiele takich osób :) Jedyny plus książki to fantastyczna postać Greya - ciekawa, intrygująca i przyciągająca... reszta to nuda, styl pisania też nie przyciąga. Jakoś dotrwała do końca ale tylko dlatego, że mam zasadę czytania książek od deski do deski. Za następne części nie mam zamiaru się brać ale chętnie przeczytam jakąś biografie Greya czy coś w tym stylu bo jestem ciekawa jego przeszłości :D
owszem, nie jesteś sama. Przyznam, że ten popularny bestseller nie rzucił mnie na kolana. Fabuła jest dość przewidywalna, styl zdecydowanie nie należy do moich ulubionych, rozdziały urywają się w absurdalnych momentach, a dialogi są zwyczajnie słabe. I o ile ostatecznie udało mi się choć trochę polubić Christiana Greya, główna bohaterka swoim brakiem charakteru i naiwnością doprowadzała mnie do szału.
zapraszam do dyskusji nt. moda na erotyk:
http://www.dresscodecity.pl/moda-na-erotyk/
Jeśli tak bardzo ciekawi Cię jego przeszłość to zachęcam przeczytać kolejną część, która odpowie na wszystkie Twoje pytania. A skoro czytasz "od deski do deski", to tym bardziej powinnaś dokończyć całość a nie przestawać na 1/3 ... ;/
Dzień bez Greya, dniem straconym? Nie wiem, ile już trwa to szaleństwo. Dwa miesiące? Dłużej. Sięgnęłam po „50 twarzy”, bo chciałam wyrobić sobie opinię. Dokładnie tak samo, jak było ze „Zmierzchem” kilka lat temu. I jak wiemy, porównanie jest adekwatne.
Samo powstanie książki w oparciu o fun fiction „Zmierzchu”, napisane przez kobietę niezwiązaną w żaden sposób z literaturą, nastawiało mnie przeciw tej lekturze. Ale nigdy nie czytałam książki traktującej o kwestiach sado-maso, więc sięgnęłam po Greya. (teraz wiem, że trzeba sięgnąć do źródła, do de Sade’a, jeżeli już chce się czytać o tej tematyce).
Udało mi się przeczytać około 200 stron, potem przejrzałam kilka kolejnych licząc, że coś się zmieni, ale niestety. W sumie nie zawiodłam się, bo nie miałam oczekiwań. Niestety to jest tragedia – grafomański gniot świetnie napędzający koniunkturę. Idealnie pasuje do naszego konsumpcyjnego świata i to że powstanie ekranizacja było oczywiste. Zapewne sprzeda się świetnie.
Po tej niepełnej lekturze bolał mnie brzuch ze śmiechu i czoło od ustawicznego facepalmu. Do „św. Barnaby” i „wewnętrznej bogini” dodałabym jeszcze „rozpadanie się na milion kawałków”. Przy każdym orgazmie panna Steele się rozpada – pragnęłam by rozpadła się na dobre. @miserable poruszyła jedno z niesamowitych kuriozów tej historii, a mianowicie wielokrotny orgazmu podczas pierwszego razu u nigdy nie masturbującej się dziewicy – to się kwalifikuje chyba na facewall, bo facepalm to za mało.
Rozbrajał mnie jeszcze jakiś dziwny fetysz jedzenia. Ona nie chce jeść, on chce ją nakarmić, bo jak ona nie zje, to on nie będzie mógł jej przelecieć. Wtedy ona chce jeść, bo chce, żeby on ją przeleciał, ale jest tak podniecona, że już nie może jeść. Ale on chce ją nakarmić, bo jak ona nie zje… I tak do znudzenia.
Sam pan Grey też na mnie nie zadział. Nie przekonuje mnie 27-latek, który ma być mrocznym kochankiem, jeszcze do tego miliarderem (w wieku 27 lat, on nakradł te miliony czy jak?). Miał być zimny, dominujący, a uprawia „waniliowy seks” (skąd pomysł na takie określenie? ) i świata nie widzi poza panną Steele.
Wczoraj trafiłam na artykuł, który miał w tytule „porno-gniot” i mówił o tym, że ta książka zmieniła życie seksualne Polek. Naprawdę? Tak jak @miserable czytałam o tym, że ktoś uznał, że to książka feministyczna. Ale co jest takiego feministycznego w naiwnej głównej bohaterce? Widzę w niej tylko głupiutką dziewuszkę z przygryzioną wargą.
Jest nadzieja, że filmowcy wyciągną coś więcej z tej historii, może będzie mniej naiwna, a bardziej elektryzująca. Chociaż nie chciałbym, aby któryś z moich ulubionych aktorów zagrał Greya – bo to łatka na całą karierę – będzie tym, który zagrał Greya. Niestety lwia część zysków filmu będzie pochodziła od osób, którym się ta książka nie podoba, ale z ciekawości film obejrzą, aby sprawdzić, jak twórcom wyszło przełożenie słabej książki na język filmu.
Wbrew upodobaniom sądzę, że książka przenosi nas/was w świat podświadomych, często ukrytych pragnień i marzeń, o których niejedna z nas/was wstydziłaby się nawet pomyśleć a co dopiero spełnić...I to jest właśnie jej fenomen, ogromna popularność bo tak wiele kobiet utożsamia się z panną Stelle. Przyznajcie panie, która z nas nie chciałaby spotkać na swej drodze Christiana Greya? który by te nasze pragnienia wyzwolił ,uwolnił ...? :)
Też mnie zupełnie nie zachwyciła ta książka. Mimo, że doszłam do połowy, brnę przez nią dalej z nadzieją, że może wreszcie coś mnie w niej zachwyci, niestety jakoś tak się nie dzieje. Może i ogólnie pomysł dobry, ale bohaterka wkurzająca, a Grey hmm.. psychol i tyle. Naciągane jak guma od majtek. Sr*ją się tym, jakby nie wiadomo co to było. Porno dla mamusiek, które są znudzone pracą i przewijaniem pieluch, odreagować muszą jakimś wyimaginowanym światem w którym jakiś psychol jest dla nich fascynujący. Film obejrzę z ciekawości jak odzwierciedlili książkę.
Nie rozumiem fenomenu, przecież w cholerę jest książek o takiej tematyce. Sama przeczytałam co najmniej kilka lepszych tworów, więc czemu tamte są tak niedocenione, a ta szmira zyskała taki rozgłos i taką rzeszę fanów? Nic, powtarzam, KOMPLETNIE NIC nie ma w niej interesującego. Te same, powtarzalne chwyty co w każdym romansie, facet-psychol który jest beznadziejnie wykreowany i ani trochę interesujący, to samo główna bohaterka, która jest po prostu kopią Belli ze Zmierzchu (a to niespodzianka) czyli kolejna nudną, niemającą swojego zdania uległą dziewczynką, która daje się urabiać każdemu... Nie wiem co kobiety tak zachwyca w tym... też lubicie, jak facet wam rozkazuje non stop i mówi, co wolno wam jeść i kiedy? Albo nie pozwala jeździć własnym samochodem i jest chorobliwie zazdrosny o każdego mężczyznę, z którym choćby zamienisz słówko, przez co strasznie Cię po prostu OGRANICZA? To ostatnie chyba miało być w mniemaniu autorki takie czułe i romantyczne , ale coś nie wyszło, no...
W dodatku 70% fabuły zajmuje seks, a autorka wciska na siłę jakieś byłe kochanki Greya tylko żeby ''coś się działo''.
Żeby w dodatku seks był opisany jakoś fajnie, ale nie. Ciągle te same, powtarzalne chwyty, czytając ani razu się nie podnieciłam czy coś. A jak już czytałam, że Ana praktycznie od samego dotyku Greya i w trakcie seksu dostaje jakieś 50 orgazmów i zawsze ''rozpada się na kawałki'' to myślałam, że szlak mnie trafi.
Z bólem stwierdzam, że już ''Zmierzch'' jest lepszą książką, niż ta grafomania...