Jaki film, jeśli nie ekranizacja najlepszej prozy XXI wieku, ma szansę zostać prawdziwym arcydziełem na miarę Ojca Chrzestnego, czy Władcy Pierścieni?
Cieszmy się, że żyjemy w czasach takich dzieł, jak "50 Twarzy Greya"! Top filmwebu jest poważnie zagrożone.
Eeee... to jakiś wyższy level ironii? "ekranizacja najlepszej prozy XXI wieku" - ty tak na poważnie?
Nie, po przeczytaniu tego kolejne 5 razy nie mam wątpliwości, że to wyższy level ironii :D musi być...
ironia czy nie ironia.... tak czy inaczej nakręcą film, i zarobią na tym kupe kasy, bo każdy będzie chciał legalnie obejrzeć fabularnego pornola, i tak czekam na ten film, po przeczytaniu książek jestem ciekawa co oni z tym zrobią ;)
Ja też na film czekam, jestem naprawdę ciekawa jak to wyjdzie, ale zanim film wejdzie do kin chciałabym przebrnąć przez to do końca.
Ale to, że mam zamiar obejrzeć film nie oznacza od razu, że uważam tę trylogię za "najlepszą prozę XXI wieku" ;)
Nie rozumiem. Poczekaj, aż "50 twarzy Greya" pojawi się na wielkim ekranie. Gdyby reżyserii podjął się Fincher, albo Cameron, pewnie inaczej ludzie by na to patrzyli...
A co do książki, choćby w tym artykule:
http://booklips.pl/newsy/50-twarzy-greya-bestsellerem-wszech-czasow-w-wielkiej-b rytanii/
jest czarno na białym, że pod względem sprzedaży przebiło inne dzieło, jakim jest "Kod DaVinci". Wiadomo, że ilość sprzedanych egzemplarzy danej ksiązki nie świadczy wcale o jej wielkości, ale nie w przypadku gdy chodzi o tak wielkie liczby! Pewnie takie utwory jak "50 twarzy Greya" doceni się dopiero po latach.
Czas wszystko pokaże.
O mój Boże - Ty naprawdę mówiłeś poważnie o.O Nie wiem czy zauważyłeś, ale artykuł ten dotyczy statystyk w Wielkiej Brytanii.
Jeśli reżyserii podjąłby się ktoś taki jak Cameron, to może zrobiliby z tego przyzwoite dzieło, bo w przypadku jednym na milion zdarza się, że jak za pracę zabiorą się odpowiedni ludzie, to na ekrany wychodzi coś znacznie lepszego, niż w wersji papierowej. Jeśli jednak wierzyć temu co podaje FW i w scenariuszu maczać palce będzie sama James, to ja ci gwarantuję, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
No od początku mówię!
A jak jest w Polsce - wystarczy wejść do jakiegokolwiek środka komunikacji i już możemy zobaczyć przypadkową osobę, dzierżącą w rękach ksiązkę - oczywiście "50 twarzy Greya". Statystyki w Wielkiej Brytanii też są całkiem miarodajne, jeśli chodzi o sprzedaż u reszty Europy. Jeszcze co do samej książki - u nas nikt by nie wymyślił tego typu dzieła, dopiero po jego wydaniu w Polsce pojawił się boom na tego typu prozę (to chyba też o czymś świadczy!!).
A odnośnie scenariusza - ciężko by było, aby pisarka, która jest matką tej książki, nie była odnotowywana jako scenarzystka. Ciekawe jak ten film by wyglądał, gdyby podjął się go Tarantino, albo powstały z grobu Stanley Kubrick. W wypadku tego ostatniego moglibyśmy mieć do czynienia z czymś może i lepszym od "Oczu szeroko zamkniętych"! Ale to już tylko gdybanie, musimy cierpliwie czekać aż Film zostanie nakręcony.
Ja bym ją tam odsunęła od scenariusza... dla dobra filmu.
I dla jasności - że jest to powieść popularna i przynosząca krocie, to ja nie mam wątpliwości. Jestem przekonana, że wielu przeciwników tej ksiażki i tak pójdzie zobaczyć film, chocby z czystej ciekawości, co z tego "dzieła" powstało. Natomiast nazywanie tego "najlepszą prozą XXI w." jest totalnym, smutnym nieporozumieniem. I o to mi się rozchodzi w całej naszej dyskusji :)
Poważnie - nie że ja jakąś hejterką jestem - wczoraj nawet próbowałam znów to poczytać, bo sama jestem ciekawa dalszych wydarzeń, poza tym na film sama się wybieram więc wolałabym jednak mieć jakieś porównanie, i autentycznie NIE MOGĘ TEGO CZYTAĆ. Dałam radę jeden rozdział.
Ja tam dalej sądzę, że to na początku to była ironia...
Szczerze? Oszałamiające wyniki sprzedaży uroczych powieści James są wynikiem świetnej reklamy i wybitnych ludzi od marketingu - niczego więcej. Wiem, bo sama padłam ofiarą tej właśnie reklamy (tak to jest, jak się jest konformistą i wychodzi się z założenia, że jeśli tyle osób to czyta, to musi być dobre). Książki napisane są dość infantylnym stylem, w dodatku nie przedstawiają sobą żadnych wartości, poza tym, że autorka mogła uzewnętrznić swoje fantazje: idealnie piękny mężczyzna, idealnie bogaty i idealnie zakochany - gdyby nie to, że miał odrobinę skrzywioną psychikę, książka by nie miała żadnej - powtarzam: żadnej fabuły.
Ale muszę przyznać, że kiedy wyjdzie film, pójdę na niego, głównie po to, żeby zobaczyć, czy można zrobić coś z niczego.
A co z Harrym Potterem, nikt mi nie wmówi, że ten pornol lepiej się sprzedaje od kultowej serii o mlodym czarodzieju.
A to już stare wiadomości^^ 50 Shades of Grey zostało pobite zarówno jako bestseller w NY: http://www.kotaku.com.au/2013/02/the-legend-of-zelda-is-a-new-york-times-bestsel ler-no-really/ jak i na amazonie http://venturebeat.com/2012/08/17/hyrule-historia/ xD Fani Zeldy pobili fanfic Zmierzchu jeszcze przed wydaniem książki. Aż łezka się w oku kręci z radości^^
Mogłam bym się o to samo spytać^^ Ja jedynie sprawdziłam to oszałamiające dzieło. I jak widać w sprzedaży przegrywa ono z artbookiem^^
O bardzo dziękuję za poprawienie tegoż jakże krytycznego błędu^^ Nie wiem co by się ze mną stało bez tej wiedzy. Szkoda jednak, że tylko ten wibitnie ważny fakt jest twoją odpowiedzią xD
*wybitnie, jesteśmy w Polsce a nie w kraju chińskich bajek, więc piszemy poprawnie po Polsku.
Nie będę dyskutował na poważnie z kimś kto stosuje emotikonki "^^" i "iksde". Pzdr.
Acha, to fajnie. Jak widzę nic ciekawego do napisania nie masz. Tyle to się skapnęłam, po tym jak napisałeś tekst z lamusa w pierwszej odpowiedzi . Cóż i tak o to ja nieszczęsna pozostanę na wieki bez odpowiedzi na to jakże nurtujące pytanie, w jaki to niezrozumiały sposób pisząc o fakcie zostałam posądzona o branie nielegalnych środków. ( dla pewności to nie na poważnie, niestety nie mogę użyć emot bo widocznie mój rozmówca jest na nie uczulony )
Większość nie zawsze ma rację. Poza tym ilość sprzedanych egzemplarzy nie świadczy o jakości książki, a o jakości marketingu. Zwróć uwagę na recenzje pojawiające się w Internecie – nie są zbyt pochlebne, poza wzniosłą liczbą kopii, która została sprzedana.
Zadajmy sobie pytanie, czy wszystkich Wielkich doceniono za życia, i czy recenzenci im zawsze sprzyjali. Nie? No właśnie. Większość geniuszy zostało docenionych dopiero po latach, jak np. Stanley Kubrick, czy Mikołaj Kopernik. A czy Markiz de Sade za życia nie wzbudzał negatywnych opinii? Owszem, a dziś jest wręcz ikoną.
Nie za bardzo rozumiem porównanie – zestawiasz ze sobą geniuszy, którzy pozostawili po sobie bogatą (może w ówczesnych czasach kontrowersyjną) i nie jednokrotnie wartościową spuściznę w postaci dzieł literackich, teorii, odkryć i badań, z kobietą, która stworzyła niezbyt ambitne dzieło, niewnoszące nic nowego do współczesnej literatury. Jak już wspomniałam wcześniej, szum wokół książki jest spowodowany raczej marketingiem niż geniuszem autorki czy fabułą trylogii.
Cieszy mnie, że doceniasz geniusz wspomnianych przez Ciebie osób :)
Już chyba pisałem to w tym temacie - czas wszystko pokaże. Tak naprawdę możemy gdybać, jak to będzie z "50 Twarzami Greya". Fakt faktem - w środkach transportu czy miejscach publicznych nadal jest to najczęściej czytana książka, co wynika z prostych obserwacji kogokolwiek.
Obawiam się że autorka pozostawiła po sobie tylko wrażenie erotomana gawędziarza z bujną wyobraźnią. I śledziowy zapach.
Łagodnie mówiąc to "coś" może konkurować najwyżej z "Kompleksem Portnoya" i to bardzo wysoko podskakując, czepiając się gzymsu i machając nogami w powietrzu. Chała i Hałabała, powiastka o życi i pice w picy. Dno i metr mułu.
Kompleks Portnoya to przydługa, nudna i nieuczciwa lektura. Powiem szczerze, że sięgając po nią liczyłem na coś innego i lepszego. Wstęp jest przydługi, kiedy poznajemy młodość bohatera nic ciekawego się nie dzieje, w przeciwieństwie do "50 Twarzy Greya" gdzie akcja rozwija się ze strony na stronę. No i kto dziś pamięta Kompleks Portnoya, to przeżytek z lat 60 (choć opis gdy tamta blondynka raczyła bohatera seksem oralnym, jest legendarny!).
khem... właśnie sobie odpowiedziałeś jaki los czeka to "dzieło". Wpadło, zaśmierdziało "śledziem" z "beczki" i zniknie w odmętach pamięci. Erotyki tak mają...przemijają.
Wtedy szeroko pojęta publiczność nie była gotowa na taką książkę, pomimo "lata miłości", emancypacji i ogółem większej wolności obyczajów od tej jaka miała miejsce przedtem. Od tego czasu tematyka intymności coraz bardziej przestawała być tematem tabu. Dziś czasy są zupełnie inne, nastała doba internetu. Szeroko pojęta pornografia stała się dostępna dla każdego na wyciągnięcie ręki, i takie rzeczy jak erotyki (jak i w ogóle sama "erotyka") zdają się odchodzić do lamusa, na rzecz wulgarnej i prymitywnej pornografii. "Kompleks Portnoya" i "50 Twarzy Greya" akurat mało mają wspólnego z erotyką - nazwałbym je już prędzej porno w formie książkowej. Wiadomo, że wcześniej był np. Markiz de Sade, czy były "Żywoty Kurtyzan", ale to jednak ewenementy na szerszą skalę. Dziś w oceanie pornografii nagle pojawia się jedna książka, która dosłownie "zjada" wszystkie inne (oczywiście mam na mysli "50 Twarzy Greya"). Można zadać sobie pytanie - czy jak by "Kompleks Portnoya" został wydany dziś, a "50 Twarzy Greya" mielibyśmy do czynienia z sytuacją odwrotną? No właśnie nie, bo "50 Twarzy Greya" ma o wiele szersze wzięcie, niż utwór Philipa Rotha.