Zauważyłem, że mnóstwo osób strasznie nachalnie krytykuje książkę zarzucając jej pornograficzną treść oraz skierowanie w grono odbiorców "znudzonych mamusiek". Czy faktycznie mają rację
Zaznaczam, że starałem się przeczytać książkę bez uprzedzeń i ocenić ją "na chłodno" i jak najbardziej obiektywnie. Co z tego wyszło?
Myślę, że nie sam temat jest problemem, bowiem jest tu jakiś zalążek ciekawych relacji - ona cicha szara myszka zderza się ze zdecydowanym "playboyem" w pikantnej odsłonie (no dobra wali nieco kiczem, ale da się coś z tego skleić).
Jestem facetem, więc raczej książka nie jest skierowana do mnie, jednak jestem w stanie zrozumieć fascynację kobiet - rozsądna dziewczyna potrafi odróżnić fikcję od rzeczywistych wzorców i chyba nikomu nie zaszkodzi sobie trochę pofantazjować.
Największym problemem książki jest jej forma, czy jak kto woli kunszt literacki / warsztat samej pisarki połączony z marnym przekładem. Przede wszystkim powieść napisana skrajnie prostym językiem (mógłbym nawet stwierdzić, że poziom raczej nastolatki niż dorosłej kobiety). Masa powtórzeń i ubogi język połączony marnymi dialogami raczej nie sprzyja na wysoki poziom "czytadła". Niestety na tym nie koniec bolączki - wiele zdań jest po prostu żałosna i nielogiczna, brak im spójności. Ponadto temat poruszany w książce został zbyt rozciągnięty - spokojnie można by to zmieścić w jednym tomie i niewiele zmieniłoby się w odbiorze. I tak w kółko czytamy o wewnętrznej bogini (masakra) poprzeplatanej z nachalnymi (wciskanymi niemal wszędzie) scenami seksu, które jednak nudzą się w połowie pierwszego tomu. Ciężko mi obecnie przytoczyć niektóre kwiatki, ale czytając niektóre akapity dosłownie śmiałem się z mizernego poziomu samej pisarki (lub przekładu).
Podsumowując:
Nie sam wątek dziwnej miłości jest tu zły, ale fakt, że za książkę zabrała się osoba, która niestety nie ma wielkich zdolności w tej dziedzinie i wyszło - tu przepraszam drogie panie za stwierdzenie - kiczowate romansidło, bo ciężko mi to inaczej ocenić. Czytając miałem wrażenie, że pisała ją jakaś nastolatka, a nie dorosła kobieta, brakło kunsztu by odpowiednio zabrać się za ten temat.
Jeżeli film skupia się na konkretach wyrzucając wewnętrzne rozmyślenia bohaterki (tak, tak "o święty barnabo" :D) oraz urozmaica nieco sam język, to pewnie da się to oglądać.