Cóż, film jak to film był ok, miejscami wiało nudą, a sceny seksu chociaż gorące i ostre były wymuszone.
Aktorzy byli dobrani dobrze do swych ról. Wybór Dakoty Johnsson by grała nijaką Anę był idealny. Zarówno aktorka jak i postać były po prostu nudne i bez jakiejkolwiek osobowości. Jamie Dornan chociaż nie prezentował się idealnie jako piękny Christian to doskonale zagrał zimnego i wyzbytego uczuć miliardera.
Moje "ale" jest głównie tego jak książka została przerobiona na film.
Przede wszystkim książka pokazała nam, że Christian Grey nie był tym cudownym księciem na białym koniu z mrocznym sekretem, który dało się jakoś przeżyć. Był manipulatorskim i kontrolującym wszystko potworem, który nie tylko znęcał się psychicznie nad Aną, ale również wielokrotnie ją gwałcił. Fakt, że z narracją samej Any wyglądało to na jakąś zgodę na trochę bardziej ostry seks, ale jednak tak nie było. Christian nie tylko się nad nią znęcał, ale ją również prześladował. Jak inaczej można było nazwać to, że pojawiał się niezapowiedziany w jej domu, wyśledził jej miejsce pracy i ogólnie kupił sklep, w którym pracowała by być z nią?! Poza tym bez jej zgody sprzedał jej samochód oraz dał jej komputer i telefon by kontrolować każdy jej krok. Bzdurna lista wymogów w kontrakcie mająca na celu kontrolowania każdego aspektu jej życia jak jedzenie czy ubranie. Po podpisaniu kontraktu Ana by została taką bezwolną kukłą, która nie musiałaby decydować o niczym i nie miałaby własnego zdania, gdyż jej pan by decydował o wszystkim.
Tymczasem w filmie była mowa o tej kontroli i o tym, że Christian nie ma zamiaru bawić się w randki i miłostki, ale to znęcanie się było żadne. Jedyne co było to końcowa scena, gdy Ana w końcu powiedziała "nie" oraz jej przerażona twarz jak Grey pojawił się w Georgii.