Crowe i Connelly są tak znakomici w tym filmie, że cokolwiek złego można powiedzieć o filmie dla samej gry tej dwójki warto pójść i obejrzeć ten film. Sam film bowiem nie odbiega od średniej howardowskiej więc znajedziemy tutaj tę samą nadmierną dawkę sentymentalizmu, która bywa nużąca. Jeśli zaś chodzi o to, iż jest to biografia. To oczywiście jest to jedno wielkie nieporozumienie. Film pokazuje tylko to, co chce nam pokazać, co pasuje do historii o wielkiej miłości. Życie Nasha był (no jest) znacznie bardziej skomplikowane... no ale cóż nie idzie się oglądać prawdy ale fikcję filmową, a ta jest całkiem dobra.
re: czyli masz racje
Tak. Biografia Nasha została wybitnie podkolorowana. Ale z drugiej strony zastanawia mnie jak scenarzyści i potem reżyser mogliby pokazać pewne fakty z życia Nasha nie zrażając widzów do niego.
Nie wiem czy tak przyjaznym okiem patrzyłabym na historię człowiek, który miał romans z inną kobieta, porzucił żonę, był posądzany o skłonności homeseksualne... Naprawdę takie zachowanie stawiałoby go w nie najlepszym świetle. A to przecież także film o miłośći....