Naprawdę świetny warsztat aktorski Russella Crowe'a, godny Oscara, jednak sam film nie zachwyca. Bo czymże miałby zachwycać? Uderzająco podobny motyw geniusza dręczonego chorobą psychiczną mieliśmy już w znakomitym, ale nie tak dobrze rozreklamowanym "Shine", gdzie może nawet bardziej przekonującą kreację stworzył Geoffrey Rush.
Historia momentami dramatyczna i autentyczna zarazem, a chwilami nadmiernie sentymentalna. Jednocześnie przez rozciągnięcie fabuły na całe życie matematyka konieczne było zastosowanie mnóstwa uproszczeń. Więc życie biegnie zadziwiająco szybko, tym szybciej, im bliżej końca filmu. Na tym pośpiechu ucierpiały też postacie drugoplanowe, a zwłaszcza żona Nasha - zarysowane zbyt płytko.
Podsumowując, warto zobaczyć Crowe'a, ale najlepiej byłoby to zrobić nie oglądając filmu :-)
Uwaga: Duże ryzyko rozczarowania dla bardziej wyrobionych widzów