Ron Howard podjął się wyjątkowego zadania - zrobił film fabularny o postaci wybitnej i wbrew pozorom nadal stąpającej po Ziemi. Zrobił film wielki w momencie kiedy w ogóle nie powinien powstać.
Po pierwsze tematyka filmu: pokazał nam jak wygląda życie wariata. Mimo że John Nash jest geniuszem musimy pamiętać że to schizofrenik. Pan Howard poddał naszej wątpliwości jego wszelkie przemyślenia, jego dzieła bo jako człowiek chory nie odróżnia od urojeń od jawy.
Po drugie wydaje mi się że matematyka to nie jest najlepszy temat dla filmu (to samo można zaobserwować w "Buntowniku z wyboru") bo tak naprawdę nie ma ona nic wspólnego ( z naszego punktu widzenia) z naszym codziennym życiem.
No i do tego - żywy człowiek, John Nash, prywatność jego nieszczęścia - o tym wypada milczeć.
Ale pan reżyser bardzo ładnie wybrnął z tych trzech aspektów przez które film z góry - o ile by powstał, skazany był na niepowodzenie.
Mamy więc film pełen szacunku i zrozumienia dla bohatera. Mamy zarys pracy matematyka... dzięki temu rozumiemy opowiadaną nam historię ale nie nudzimy się na filmie. No i ...tego nie można pominąć - Pan Howard pokazał nam życie schizofrenika tak dokładnie że oglądając film mamy wrażenie iż wchodzimy w tę chorobę razem z głównych bohaterem. To wszystko sprawia że film jest bardzo trudny, bolesny dla naszej psychiki (bo widz który ma zdrowy, naturalny odruch odrzucenia choroby, unikania identyfikacji z szaleńcem, w "pięknym umyśle" zanurza się w mrok i cierpienia choroby razem z Nashem a następnie towarzyszy mu w pokonywaniu urojeń, w powrocie) ale jednocześnie intrygujący....to wszystko złożone do kupy daje nam naprawdę piękny film :o)