Superpolicjanci amerykańscy. Wytężają mózgownice, kobinują, analizują, 50.000 razy ogladają kawałek filmu, wpadają na ślad, mają gościa w ręce i... właśnie wtedy muszą gadać za dużo. Panowie, po to jest spust w pistolecie i celownik, żeby gdy za tym celownikiem zobaczyć seryjnego, psychopatycznego morderce ten spust pociągnąć. Ten frajer mu nawet maski nie ściągnął. Dobrze tak frajerom.
A ten młody mógł piłować kłódkę, zamiast centymetrowej grubości łańcuch. Śmierć frajerom.
Tak już, niestety, jest zawsze. Świetnych policjantów w krytycznym momencie zawodzi ich własna genialność, młode, bezbronne dziewczyny mieszkają same w olbrzymich, pustych domach z dala od najbliższych zabudowań, ofiary zamiast uciekać idą dokładnie do miejsca, w którym podejrzewają niebezpieczeństwo. Wszystko dlatego, że nie można znaleźć lepszej sceny budującej napęcie. ;)