Dzieło o grupie rozbitków trafiających na wyspę zamieszkaną przez plemię Uruk-Hai zbiegłe z Isengardu to jeden z lepszych (w znaczeniu dosłownym) filmów klasy Z. Pokusiłbym się nawet o umieszczenie go na pograniczu klasy Z i B. W paru miejscach można się przestraszyć, oglądając film po raz pierwszy, w drugiej połowie filmu zdarzają się momenty pełne napięcia. Zainteresowanych dzieleniem się wrażeniami podczas wspólnego seansu zapraszamy 4.03 o 22 :)
No jak dostał od Ciebie 5 to chyba to bardziej kino B :-) Może obejrzę, zobaczę jak się będę czuł po rekinach :D
No,obejrzałem kiedyś początek i był naprawdę niezły. Tylko czy godzi się dawać ludzi (bo to prawie ludzie,nie?) na bestiariusz?
Po mocnych wrażeniach z erotycznym rekinem przystępuje do oglądania lepszej wersji LOSTów :)
W zapachu jest bardzo typowo, goździki, banany, w mniejszym stopniu cytrusy - nie ma się do czego przyczepić, ale też niczym się to nie wyróżnia na tle innych niemieckich pszenic. Od bardzo poprawna robota. Alkohol ujawnia się dopiero po dłuższym odstaniu (~45 minut) i to tylko w bardzo delikatnej intensywności
Uruk-Hai porwali faceta głównej bohaterki, grupa poszła go szukać, w środku lasu przestraszyli się szeleszczenia małpek na drzewach i para (z czterosobowej grupy) zawróciła w stronę plaży. Małpki poderwały dziewczynę na drzewo, po czym pogoniły chłopaka przez las i przewróciły mówiąc: "Tasty".
Poderwali, zrobili jej coś że krzyczała i zrzucili trochę rozchełstaną na ziemię, powodując jej zgon.
To co teraz widać, to pewnie będzie cała fabuła filmu. Do końca będą biegać po lesie, krzyczeć, tajemniczy kanibale będą co chwila porywać kolejną ofiarę. I tyle.
Coś było o tym, że "kościół wszystkich nas wykończy, kiedy tylko się dowiedzą". Że co?
Że Bóg nie stworzył świata w 6 dni, bo brakujące ogniwo istnieje. Z tego wszystkiego aż Benedykt abdykował.