Film powstał w 2002 roku. O ile dobrez pamietam, to wtedy w USA miała miejsce seria tragedii, kiedy to wkurzeni, sfrustrowanii nastolatkowie strzelali do rówiesników w szkołach. Ten film podejmuje ważną kwestię - a może to nie ci nastolatkowie nie byli oprawcami, tylko - wręcz przeciwnie - byli ofiarami. Łatwo jest mówic po faktach, oskarżać i osądzać z boku. Ale dlaczego nikt wczesniej nie zauwazył dramatu tych gnębionych codziennie nastolatków?

Film bardzo mi sie podobał, ale nie trawie zakonczenia - typowo amerykanskiego, z happy - end'em. Film dawałby o wiele wiecej do myslenia, gdyby do masakry jednak doszło, a tak po raz kolejny, ofiary stały się (niedoszłymi co prawda, ale jednak) oprawcami, którzy za wszelką cenę chcieli krwawej zemsty (och, co za potwory).

Wiem, że zaprzeczam teraz "morałowi" filmu (z tym "nie wiedziałem że to już na zawsze..."), ale to tylko film. Chodzi o pokazanie frustracji spowodowanej przez hipokryzję społeczenstwa dookoła (w końcu gnoje, którzy codziennie gnebili słabszych, byli ulubieńcami wszystkich - bo byli "ładnymi, poprawnymi politycznie sportowcami chcącymi rozsławic swoją szkołę", a gnebieni i poniżani codziennie spkojni uczniowie dodatkowo byli napastowani za swoją domienność), a nie o zyczenie komuś śmierci.