Piękne zdjęcia, muzyka i klimat, ale naiwne to bardzo i szybko płyniemy przez fabułę, mógłby być nieco dłuższy. Ona szara myszka, on przystojny, przebojowy. Ona gra niedostępną i niezainteresowaną, on jest zaintrygowany, chce ją poznać, bo przecież jest taka niebanalna i inna na tle jego znajomych… co za banał. Zaleciało Szkołą Uczuć haha. No i nie chciała NIKOMU pokazać swoich piosenek, a na końcu gra koncert? Wróciła nagle z Piotrkowa Trybunalskiego i zorganizowała koncert na kilkaset osób? xD No i kto nie chciałby pokazać swojej pracy, utworów, jeżeli byłby z nich dumny? Nie rozumiem jej motywacji. Nie była gotowa… Z takim podejściem nigdy by nie była. No i dialogi między nimi były sztywne, czułam szczególnie na początku krindż. Jeszcze jego teksty „buzię widzę w tym tęczu”… Sama jestem boomerem, a dla mnie to było totalnie boomerskie, a kreowali go na takiego cool Warszawiaka. No nie wiem, czuje niedosyt. Ale muzyka piękna. Klimat ciepłych, letnich wieczorów w dużym mieście wjechał mocno ❤️
Ale nie dostrzegasz dwóch rzeczy, jeśli chodzi o ten jej koncert i zakończenie: 1. on wykupił od niej prawa, czyli pewnie dał jej sporawą sumę - moze to jej dalo i fundusze i czas na rozwój; 2. dla mnie oczywiste jest, ze ostatnia scena to z cyklu "x czasu minęło". przeciez widać, że i on ma teraz pracę przy reklamach (i juz jakis czas tam pracuje), a ona wyglada nawet inaczej. Biorąc te dwie rzeczy pod uwagę nadbiera to wiekszego sensu
Ja też filmem urzeczony, choć ich dialogi z podrywu były i dla mnie nieco cringe’owe.
W moim odczuciu zakończenie w postaci koncertu Alicji było domknięciem jej wątku pokazującym rozwój postaci. Może właśnie w Piotrkowie nastąpiła przemiana (niczym w kokonie) i zmiana myślenia?
Ja mam takie odczucie, że ona zawiedziona nim, jego podejściem cynicznym chciała pokazać światu i niejako jemu, że coś znaczy...
Zgadzam się. Pod względem technicznym mocno cringe, bardzo dużo sztampy i banału. Jednak film zachował swoją glebię pod względem przekazu. Końcówka trochę nie spina całości, ale to kwestia do interpretacji
Moim zdaniem końcówka jest właśnie doskonałym epilogiem. O co jej chodziło? - Dla niej piosenki były częścią jej, nie myślała o "robieniu piosenek" dopóki jego nie poznała. Musiała się z tym "robieniem" oswoić i wejść w to naturalnie, pokolei, we własnym tempie - komponować grać, z czasem komuś to pokazać, występować w klubach, potem dopiero zacząć myśleć o karierze.O co chodziło jemu? - On chciał wszystkim coś udowodnić - ojcu, że jest niezależny (choć nie był), siostrze, że też może osiagnać sukces(choć nie miał ku temu na ten czas podstaw) , bananowym znajomym oraz ludziom z branży, że nie jest synem swojego ojca tylko sobą (choć niestety sam nie umiał nie korzystać z bycia synem swojego ojca). Chciał mieć od razu wszystko - karierę, sukces, nie zastanawiajac się co i po co to robi. Prawdopodobnie przez bardzo skrzywione relacje jakie miał w życiu jego aspiracjami były sukcesy a nie twórczość. Końcówka pokazuje, że on zrezygnował z nagrania tych piosenek, które razem tworzyli, które on próbował wydać rozmieniajac je na drobne, bo dopiero wtedy do niego dotarło, czym dla niego te piosenki były - czyli faktyczną niezależnością, autentycznością i wolnością od pozoranctwa. Widzimy że jednak zdecydował się na pracę w reklamie bo zrozumiał, że to pozwala mu na bycie niezależnym jako artysta i niezależnym jako dorosły, samodzielby człowiek. Potraktował to jak pracę, która daje mu życiową niezależność. Ostatecznie zdecydował się zrezygnować z wydania płyty w takim kształcie, by nie rozmienić na drobne jedynej wartościowej artystycznie, szczerej i niezależnej rzeczy, którą zrobił. Ona poszła do przodu decydując się jednak na tworzenie muzyki i pokazywanie jej komuś. On poszedł do przodu, bo stał się niezależny, pracujacy sam na siebie-przestał być bananowym chłopcem, żyjacym w bańce. Być może (i tu stawiam znak zapytania) on oddał jej te utwory, dlatego go zaprosiła na koncert, a on się ucieszył z tego występu. Końcówka jest właśnie tą klamrą, która splata wpływ tych dwojga na siebie. Pokazała, że pomimo tych burz, czemuś ta ich znajomość dla obojga posłużyła. Bardzo mi się podobał ten film. Moim zdaniem nie był cringe'owy ale ja jestem już starawa;-) Może percepcja zależy od pokolenia z jakiego jest widz.