wchodze do sali kinowej i mysle, ze bedzie chała. serio, tak mi sie zdawalo. pierwsze sceny- typowy, amerykanski film. do czasu. jak ujrzalam johny deppa. bylo nas siedem dziewczyn, sala prawie pusta to wszystkie wydalysmy okrzyk! o jezu! to bylo najpiekniejsze co w zyciu widialam!!! tylko nie wiem o co ludziomm chodzi z orlando blumem. ani on taki sliczny, ani co.... i gra takiego cukierkasa w 99% z wazeliny. ale jack sparrow... och, kpt. jack sparrow byl debesciak! wyszlam z kina cala zachwycona i jutro ide znowu za piratow. ciao!