I pomyśleć, że jedynka była taka dobra.
Tutaj wyskakujące ze wszystkich stron, miejscami zupełnie bezsensownie, wątki (po co ojciec Sparrowa? Chyba tylko po to, żeby Keith Richards mógł sobie coś zagrać. Co z tą Kalipso? Absolutnie nic. Głupiejący Beckett - wtf?), stężenie tzw. "gagów" ponad wszelką normę (to już dało się zauważyć w "dwójce"), nużące zwroty akcji i w ogóle kiła i mogiła. Muzyka była dobra, chociaż też ni diabła nie dopasowana do akcji wydawała się miejscami śmieszna i żałośnie patetyczna. Depp był niezły, chociaż też słabszy niż poprzednio.
W zasadzie nie wiem, co chcieli zrobić producenci, poza tym, że nakręcić trzecią część i zbić trochę kasy. Ja tam widziałem:
a) efekty i popisy kaskaderskie
b) dowcipy
c) znane nazwiska
I mniej więcej tyle.
Naprawdę lubię kino komercyjne, żeby nie powiedzieć: rozrywkowe, ale ten film to przesada. Bezczelne żerowanie na fanach, chcących wiedzieć, co się stało po drugiej części. I niby dużo się stało, a w pamięci nie zostaje nic...