UWAGA HERE BE SPOILERS!
Zanim zaczne chciałbym tylko przypomnieć, ze jest to film wykonany w konwencji Disneyowskiej przez co tak jak i poprzednie części należy oglądać go z lekkim przymrużeniem oka.
Pierwszą część Piratów na początku wspominałem bez większego entuzjazmu.
Film mi się podobał, dostrzegałem jego zdecydowane zalety ale i tak nie było to coś za czym bym szalał.
Sytuacje zmieniła Skrzynia Umarlaka.Przed jej premierą postanowiłem nieco odswierzyć sobie pamięć i wypożyczyłem Klątwe Czarnej Perły i....zrobiła na mnie wspaniałe wrażenie, zupełnie jakbym oglądał inny film.Od tamtej pory jestem wielkim fanem serii.
Trzecia częsć mimo, ze wiązałem z tą odsłoną wielkie nadzieje rozpoczeła sie dla mnie niezbyt ekscytująco.Początek był zbyt zagmatwany i zle zmontowany.Było to cos co dobrze oglądałoby sie zaraz po seansie ,,dwójki,, ale dla oddzielnego filmu nie jest to dobre rozwiązanie.Pomimo swietnie zrealizowanych zdjec w singapurze juz na początku odniosłem wrażenie jakby w tej częsci autorzy nie za bardzo poradzili sobie ze scenariuszem.
Film ma wiele scenariuszowych niewypałów.Do najpowazszniejszych zaliczyłbym oczywiscie zbytnią komplikacje fabuły oraz rozwiązanie sprawy Admirała Norringtona ktorego scenarzysci zabili chyba tylko po to aby nie mieć juz z nim wiecej problemu.A także to w jaki sposób przedstawili oni wątek kobiety w życiu Davyego Jonesa.Davy Jones był jedną z najciekawszych postaci serii. Typowym tragicznym bohaterem. Negatywnym a jednak nie do konca. Złym a jednak emanującym specyficzną charyzmą. Juz w dwójce można się było domyślać, ze powodem jego zguby i przemiany z szlachtnego żeglarza w pozbawioną serca ośmiornicę była kobieta(jak zwykle zresztą...).Podpowiadały nam to róże i listy miłosne znajdujące sie w skrzyni umarlaka, opowiesc Tia Dalmy oraz oczywiscie głowny motyw muzyczny Jonsa z pozytywką. Jednak pomysł by tą kobietą była własnie Tia Dalma uważam za naciągany.Wydaje sie jakby scenarzysci zrobili to tylko dlatego poniewaz nie mieli miejsca w scenariuszu na zupelnie nową postac(i to jeszcze do tego boginie). Rytm filmu juz na samym początku był za szybki i zle ułożony a fabuła zbyt zagmatwana.W pewnym momencie człowiek gubi sie i nie wie juz kto jest z kim na ktorym statku, kto kogo goni, kto plynie za czym i w jakim celu.I kiedy juz zaczynałem tracic nadzieje, film sie rozkręcił.
Na Karncu Swiata wydaje sie lepszy w miare jak sie go ogląda a twórcy serwują nam coraz to lepsze sceny okraszone wspaniałą muzyką Hansa Zimmera(według mnie najlepszą ze wszystkich trzech).I mimo ze jak przystalo na film Disneyowski mamy tu duzo niezbyt wyrafinowanego humoru to jednak jest tu takze mnostwo naprawde swietnych tekstów.Jonnhy Depp jak zwykle rewelacyjny choć odniosłem wrazenie, ze w tej części nieco przyćmiony przez grę innych aktorów a w szczególności Geoffreya Rusha(Kap.Barbossa) ktory stworzył kreacje równie dobrą co Depp.Ci dwaj aktorzy zdają sie raczej nawzajem uzupełniać niz rywalizować o czas ekranowy.Oczywiście Bill Nighty takze zasługuje na brawa za wspaniałą role Davyego Jonesa moją ulubioną postac trylogii po Sparowwie(tutaj równie mocne brawa dla chłopaków z ILM).Mamy tu takze jak zwykle rewelacyjnego Yun-Fat Chowa w roli kapitana Sao Fenga.Natomiast co do duetu Knightly-Bloom mam mieszane uczucia. Knightly ktora wielokrotnie udowadniała, ze jest utalentowaną aktorką w tym filmie jednak sprawia wrażenie kogoś kto do calego tego bałaganu zupełnie nie pasuje choc stara sie jak moze(niestety nie zawsze z powodzeniam).Duzo lepiej szło jej w częsci pierwszej w ktorej nie musiałą udawać, ze jest bezwzględnym piratem. Natomiast Bloom..no cuż z nim mam mały problem. Otóz trzeba przyznac, ze chlopina ma coś w sobie co sprawia, ze nie da sie go nie lubić ale aktor to chyba z niego raczej kiepski. No moze nie od razu kiepski, jakis tam potencjał na pewno ma ale jak dla mnie był zdecydowanie zbyt poważny do tej roli(i tak jak w przypadku Kiery lepiej radzil sobie w jedynce). Choc uwazam, ze pomysł zrobienia z niego drugiego Jonesa był bardzo udany, w pewien sposób do niego pasuje i nadaje jego związkowi z Elizabeth nico romantycznego tragizmu(a pozatym to nie mogłbyć Sparrow. Takie usidlenie to nie dla niego.On musi skakać jak wolny ptaszek z jednego portu do drugiego, witany w każdym z nich ,,plaskaczem,, od Pań lekkich obyczajów,,:)Jedną z zalet serii Piratów zawsze były barwne postacie drugo planowe i w tej części takze reszta obsady nie zawiodła.
Kevin McNally jako Gibbs,Mackenzie Crook i Lee Arenberg jako jak zwykle przezabawni Ragethi i Pintel oraz Jack Davenport jako Admirał James Norrington ktorego jak dla mnie było w tym filmie nieco za mało.
Jako ciekawostke podam takze to, ze w filmie wystąpił Keith Richards gitarzysta Rolling Stonesów i jego postać juz skradła serca widzów na całym swiecie(Założe sie, ze pierwowzorem tej postaci był Kapitan Hak.W koncu to film Disneya)
W dzisiejszych czasach mówi sie, ze efekty specjalne przestały już być takie specjalne.Technika komputerowa posunęła sie tak daleko, ze niesposób sobie dzis wyobrazic czegokolwiek czego nie dałoby się realistycznie przedstawic na ekranie.To na początku lat 90 mielismy okres fascynacji użyciem dopiero rozwijającej sie techinki CGI w filmach kiedy całe rodziny szły z uśmiechem na filmy typu ,,Twister,, czy ,,Dzien Niepodległosći,, których głownymi zaletami były własnie efekty. Jednak czasy te juz sie skonczyly, dzis bardzo trudno jest wyjść do ludzi z czyms naprawde spektakularnym.
I tu właśnie wchodzi Na Krancu Swiata...
Powiem tak:
Panowie z Industrial Light and Magic przeszli samych siebie.
W tym filme są sceny ktore naprawde wgniatają w fotel
I nie mówie to nawet o wielkich scenach akcji(o nich za chwile)
Film ten potrafi razic samym obrazem, samymi plenerami
Naprawde są pewne lokacje i sceny w tym filmie ktore zapierają widowni dech w piersiach(np. scena w ktorej przepływają przez lodowe wrota na kraniec świata, niby nic sie nie dzieje a jednak)
Niewspominając juz o epickich scenach akcji jak końcowa sekwencja walki Czarnej Perły z Latającym Holendrem.
Ta scena przejdzie do historii kina(nawet jezeli sam film niekoniecznie ;)
W tej scenie wszelkie minusy filmu idą w niepamięc.
Przyprawi ona nawet najbardziej krytycznych widzow o krótkie ,,wow,, a całą reszte o totalny szczękoopad.Zresztą co wam będe mówił to trzeba zobaczyc.Zaryzykuje nawet stwierdzenie, że sekwencja ta to pod względem efektów to najlepiej zrealizowana scena od wielu lat(az człowiek sie zastanawia na co poszly te 258mln dolarów w Spidermanie 3).W tym momencie oprocz ILM brawa nalezą sie także reżyserowi Gore Verbińskiemu za tak wspaniale przeprowadzenie sceny.
Sekwencja ta oraz reszta filmu po niej jest też przepełniona(jak zresztą cała trylogia ale ta scena szczególnie) czymś co nazywam ,,pozytywnym patosem,, czyli scenami ktore w KAŻDYM INNYM filmie przyprawiłyby was o pogardliwy hihot lub o pełne zażenowania pokiwanie głowy lecz z odpowiednim nastawieniem mogą robić piorunujące wrażenie.I własnie jak już wspomniałem na sammym początku moich wywodów do Piratów należy podejść ze specjalnym nastawieniem bo taki jest typ tego filmu i właśnie przez to ten ,,Pozytywny patos,, w tym filmie tak mocno i pozytywnie na nas oddziaływuje. Najlepszym tego przykładem jest scena pocałunku Williama z Elizabeth która zrobiona jest z takim rozmachem ze w każdym innym filmie zostałyby uznana za totalny przebajerowany, Holllywoodzki gniot i tak duży przerost formy nad treścią, ze to juz przestało być śmieszne. Jednak w przypadku tego filmu scena ta jest raczej epicka niz przebajerowana. NIE tandetna lecz raczej przepełniona pozytywnymi Hollywodzkimi(ale pozytywnymi) emocjami i emanująca prawdziwą ,,Magią Kina,, jednak jak mówiłem trzeba wejsć do kina ze specjalnym nastawieniem.
Podsumowując mimo licznych wad Na Krańcu Świata uważam za jak najbardziej udane zwieńczenie trylogii
Liczne minusy filmu zostają od pewnego momentu przyćmione jeszcze większymi zaletami. A pod sam koniec film jest tak spektakularny i tak mocno oddziaływujący, ze zapominamy o wszelkich wadach.Jasne, ze mogło być lepiej ale jak powiedział pewien zaćpany bohater pewnej kultowej polskiej komedii: ,,I tak jest zajebiście,,
Kto by pomyślał, ze taki mały filmik z 2003 roku z wytórni Walta Disneya którego każdy specjalista i producent pogrzebał żywcem zanim jeszcze umarł(czyli zapowiedział kompletną klapę jeszcze przed premierą) urósł w tak spektakularną trylogię.A przeciez producenci nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.Już snują sie pogłoski na temat czwartej części opowiadającej zapewne o zródle młodości(która według mojego kolegi znając twórców filmu zapewne okarze sie niewyczerpanym zródłem rumu...)
Opinie na temat tej trylogii są podzielone.
Jedni uważają, że swym wspaniałym klimatem, swietnym aktorstwem, wspaniałą muzyką, specyficznym podejsciem i humorem no i oczywiście tematyką trylogia ta juz wyrobiła sobie na stałe miejsce w mitologii kina.
Inni z drugiej strony mimo, ze nie zaprzeczają zalet tych filmów i tego, że są jak najbardziej udaną próbą wskrzeszenia od dawna nie żyjącej tematyki filmów o piratach i tego, ze są to filmy o których będzie się pamiętać i które mają kilka scen które napewno zapiszą sie w historii, to jednak uważają oni, ze mimo iz są rewelacyjne to wciąż nie na tyle dobre aby zająć miejsce wsród wielkich trylogii kina. Jednak jeżeli to moje ciągłe oglądanie filmów czegoś mnie nauczyło to napewno tego, ze punkt widzenia sie zmienia.
Inaczej na wszystko patrzymy my, a inaczej ludzie ktorzy nie byli swiadkami calej tej promocji i otoczki wokół tych filmów.
Tak więc kto wie.Moze za pare lat spojrzycie z sentymentem na półke na której DVD Piratów będzie stało dumnie obok Gwiezdych Wojen i Władcy Pierścieni...
P.S. W kinie przeczekajcie napisy końcowe aby zobaczyć scene dodatkową(warto też choćby dlatego żeby posłuchać wspaniałej muzyki lecącej podczas napisów)
Bardzo dobra recenzja filmu, dziękuje autorowi. Ja wybieram się w czwartek do kina, czuję, że będę zachwycony.
Nie powiem, ale praktycznie zgadzam się z Twoim zdaniem w 98% :) a to bardzo dużo ;] A tak na marginesie: recenzje piszesz rewelacyjne ;] Pozdrawiam!
Nie pozostaje nic innego jak się zgodzić z tą wypowiedzią. Bardzo dobra recenzja. Tak przy okazji, ta cała końcówka (tj. spotkanie przed bitwą, sama bitwa i zakończenie) to bym nawet powiedział, że to jedna z najlepiej zrealizowanych scen akcji w ogóle (jedyny zgrzyt to 20 metrowa Kalipso ;), efekty specjalne, dźwięk, montaż, zdjęcia, muzyka - wszystko na możliwie najwyższym poziomie. Ode mnie tyle ;)